prezes1 pisze:Dokładnie, zgadzam się z przedmówcą.
Co do KISS, pamiętam bo mój kumpel to wielki fan(zresztą razem byliśmy w Ostravie na nich). Ale wtedy w '97 to była katastrofa. Najpierw mieli grać na stadionie, potem ich przenieśli gdzieś pod dach(chyba na torwar). Też nie wyprzedali. Podobno poszło 3,500 biletów tylko...Masakra...
Ja myślę, że to kwestia trochę czego innego i teraz byłoby inaczej. Lata 90 w Polsce to był specyficzny czas. Nie bardzo orientuję się, ale kto u nas wtedy koncertował, ile koncertów było organizowanych na dużą skale? U2 1997, ogromny koncert . Rolling Stones Chorzów 1998 ( ile osób tego nie wiem, ale pewnie też od groma). Jackson w 1996 na Bemowie. Tak jak mówię, nie wiele pamiętam z tego okresu bo się tym tak nie interesowałem. Ale tak ogólnie wyglądała sytuacja, było parę 'nazwisk', które przyciągały tłumy. Reszta nie przyciągała zainteresowania. Sądzę, że zespoły typu Kiss w tym momencie przyciągnęłyby na koncert te 20 -30 tysięcy osób, czego przykładem jest Bon Jovi, gdzie zawsze mówiono, że 20 tysiecy to liczba trudna do uzyskania w ich przypadku.
Czasy trochę się zmieniły, internet służy propagowaniu muzyki i zainteresowaniu danym artystą, młodzież ma wieksze możliwości zdobycia biletu na koncert niż to było kiedyś, przy bardziej konserwatywnym podejściu pewnie większości rodziców do wydawania kasy na takie rzeczy. Jak już Adrian wpomniał
masa menadżerów jeździ na koncerty
.
Problem jest jednak w tym, że teraz do nas jeździ prawie każdy i jest przesyt wyboru. A czemu? Bo jesteśmy dobrym rynkiem. Ludzie, szczególnie młodzi, są zainteresowani koncertami, sytuacja ekonomiczna wbrew pozorom jest lepsza niż kiedyś i ktoś, kto jest zainteresowany, bądź uda się go konkretnie przekonać promocją, czy przez znajomych wybierze się na koncert, jeśli nie jest w tragicznej sytuacji finansowej. Ponadto mamy żywą, znakomicie reagującą publiczość, co jest bardzo często podkreślane przez muzyków tu przyjeżdżających- prosty przykład- Coldplay na Openerze. Chris Martin ze sceny powiedział, że musi spytać swojego menadżera, czemu do tej pory Polska była omijana; na następnej trasie pojawiła się Warszawa z Narodowym i pełny stadion ludzi.
Wiadomo, artyści nowi, na topie, mają większe szanse na sprzedaż. Chyba, że mają cenione nazwisko. Bon Jovi takiego nie ma i nie miało w tym kraju poza kilkoma przypadkami mocnej popularności....ale It' My life było już tak dawno temu, mimo, że wielu z nas wydaje się pewnie, że to przecież było wczoraj. ( Tak nostalgicznie na koniec

)