
Mija tydzień, a one nadal są, niezmiennie. Taka mała, wspaniała pamiątka. Kąpanie się z ręką w górze (gdzie dopiero wczoraj przez przypadek okazało się, że poniekąd opaska jest wodoodporna, bo nie rozwaliła się i nie przemiękła, gdy zalałam ją przy myciu włosów), ciekawski wzrok każdego, który ją zauważył, pytania pokroju A co to i skąd to? i obszerne opowieści w mojej odpowiedzi. Może i wychwalam byle skrawek papieru i kawałek plastikowej rurki, ale to takie niesamowite wspomnienia, że nie miałam serca 20. czerwca usiąść i po prostu to przeciąć, zdjąć. Niestety, z każdym dniem niszczy się coraz bardziej. Wczoraj na siłowni prawie mi się nie porwała. Chciałam ją nosić, póki sama nie spadnie z ręki, ale jednak wolę ją w ramce razem z biletem. Żeby wisiała na ścianie i przypominała mi o koncercie przez długie lata.
A po co to piszę? A no po to, żeby znowu Wam wszystkim podziękować za najcudowniejszy dzień w moim życiu. Za organizację, za towarzystwo, za wszystko