WHAT ABOUT NOW (2013)
**
-----------------------------------------------
Cztery lata. Aż tyle panowie z Bon Jovi kazali czekać fanom na swój kolejny studyjny album. Biorąc pod uwagę zawrotne tempo wydawania płyt po 2000 roku należy stwierdzić, że to bardzo długa przerwa. Poprzednie dłuższe odpoczynki jak najbardziej służyły temu zespołowi. Przecież w 1992 po czteroletniej przerwie światło dzienne ujrzał świetny krążek zatytułowany „Keep The Faith”, z kolei pięcioletnia pauza jaką grupa zrobiła sobie po 1995 roku, zaowocowała jednym z najważniejszych albumów tego zespołu w ogóle. Oczywiste wydaje się zatem, ze oczekiwania słuchaczy – po średnio udanym poprzedniku – musiały być duże; by nie powiedzieć – ogromne.
„What About Now” oczekiwaniom nie sprostał. Miażdżąca krytyka w niektórych opracowaniach na temat ostatniego albumu panów z New Jersey może być zaraźliwa i nieco zacierać rzeczywisty obraz stanu rzeczy. Fakt faktem po przesłuchaniu całości ciężko o peany wobec najnowszego krążka ale odgórne zakładanie o nijakości tego materiału świadczyć może jedynie o ignorancji. Nie będę tutaj używał stwierdzeń, że album potrzebuje czasu na oswojenie, itd. Wszak nic na siłę. Pierwsze pytanie jakie ciśnie sie na usta już po 2-3 pierwszych piosenek powinno brzmieć:
„Gdzie do cholery jest Richie Sambora?!”. Nie ma co ukrywać, że po raz pierwszy w przebogatej 30-letniej karierze Bon Jovi jest go tak mało. Częściowo może być to usprawiedliwione tym, ze w międzyczasie gitarzystę pochłonęły prace nad solowym – trzecim w dorobku – albumem. Rozczarowuje również nie kto inny jak sam Jon Bon Jovi, który śpiewa bez dawnej siły i polotu. Cóż… lata eksploatacji gardła swoje (niestety) zrobiły. Grupa, która od zawsze bazowała na witalności i wokalu swojego frontmana nagle straciła swoje największe atuty. Obnażone jeszcze dosadniej przez nad wyraz ubogie popisy gitarowe.
Na
„What About Now” Bon Jovi praktycznie nie zaskakuje niczym. Po umieszczeniu nośnika w odtwarzaczu wita nas singlowy
„Because We Can”. Utwór niezwykle chwytliwy, melodyjny, lekki. Miękki. Partia bębnów może przywoływać tutaj skojarzenia z „I’ll Sleep
When I’m Dead”. Zespół zadbał również o chóralny refren. Od strony komercyjnej to bez dwóch zdań najlepszy kawałek na płycie. Nie razi nawet brak solówki. Piosenkę z powodzeniem można by umieścić np. na albumie
„Have A Nice Day”.
Kolejna piosenka już tak „nie chwyta”. Akustyczny podkład powielany w pewnym momencie na elektryku i nic ponadto. Utwór tytułowy mija niemal niezauważony. Jest to też pierwsza piosenka, która naprawdę męczy. Troszkę ożywienia przynosi
„Pictures Of |You”. Wreszcie coś się dzieje. Aranżacja przywodzi na myśl kultowe dokonania Bon Jovi. Utwór ma w sobie ducha
„In These Arms”, a gdyby nieco bardziej zaryzykować nawet…
„Blood On Blood”. Byłoby Bon Jovi z epoki ale całość psuje skrzekliwy głos lidera.
Ciekawiej robi się również w znerwicowanym
„Army Of One”. Jest tutaj odrobina
„Keep The Faith” przyprawiona szczyptą
„Lay Your Hands On Me”. Bardzo uczciwy kawałek. Wreszcie jest trochę mocniej, odważniej, płynniej. Są też dwie – w dodatku najlepsze od niepamiętnych czasów – solówki gitarowe. Powrót do klasycznych brzmień przynosi również
„Thick As Thieves” czyli elegancka powerballada. Piosenka ta z całą pewnością nie przynosi zespołowi ujmy. Przyjemnie przewidywalna z zaakcentowaniem kulminacyjnych momentów. Kto wie, czy jeszcze 5-6 lat wstecz nie miałaby szansy zostać singlem?
„What About Now” jest prawdopodobnie najtrudniejszym krążkiem w dorobku czwórki podstarzałych już gwiazdorów. Nie jest ani powrotem do korzeni ani wyznaczeniem nowej drogi na przyszłość. Piosenkom brakuje przede wszystkim ognia i spontaniczności. Kryzys? Zmęczenie? Jedno jest pewne. Bon Jovi dziś nie musi już z nikim się ścigać. Zespół nie musi też nic nikomu udowadniać. Tych parę swoich klasyków grupa już przecież nagrała. Prawdopodobnie już nigdy nie wzniesie się ponad przeciętność jak to kilkakrotnie bywało w przeszłości (
„Slippery When Wet”, „Crush”). Panowie mimo upływających lat, zmarszczek i kilku dodatkowych kilogramów, wciąż jednak próbują. Nadal próbują nagrywać przeboje, zdobywać nowych fanów ale przede wszystkim zabawiać tłumy. W tym osiągnęli mistrzostwo. Bon Jovi to grupa idealnie skrojona na potrzeby muzycznego show biznesu. Niezależnie od epoki wciąż trwają. To swoiste imperium z charyzmatycznym liderem, którego osobowość i niezłomna chęć do dawania ludziom odrobiny radości i zapełniania stadionów z całą pewnością nie pozwolą tej grupie na powolną śmierć gdzieś na obrzeżach wielkiej sceny, w odmętach zapomnienia. Hm,
„what about now”?