Adrian pisze:EVENo pisze:W którym momencie on "jedzie" po SWW i KTF?
Nie bronię autora, bo jego tekst jest kiepski merytorycznie i po prostu nieciekawy, ale w kilku momentach ma rację. Całość jest jednak tak bardzo subiektywna, że jeśli coś takiego powinno się pojawiać na dużym portalu, to co najwyżej w sekcji komentarzy.
"Można się wyzłośliwiać, że Bon Jovi szczególnie rockowi nigdy nie byli. Ot, polukrowani chłopcy grający sobie sleaze w epoce, gdy wszyscy grali sleaze. Tapiry, damskie fatałaszki, świecenie sobolami na klatach. Standard. Z tym, że nawet w takim śliskim standardzie, w kategorii hitogenności Bon Jovi byli szybkostrzelni, jak współczesne im "Ramba" i "Commanda", a przy całej naiwności takich "Slippery When Wet", czy "Keep the Faith" było tam przy czym nóżką w glebę pukać. Ba, właściwie wszystkie pięć pierwszych płyt zespołu to kopalnia hitów. A potem co? A no właśnie...
Czytaj więcej na
http://muzyka.interia.pl/recenzje/news- ... gn=firefox"
Wnioski:
- BJ nigdy nie byli rockowi? Serio? Jak dla mnie to nawet był momentami czysty hard-rock zahaczający o Metal
- KTF zrównane naiwnością z SWW i nadają się tylko do tupania nóżką
- 5 płyt spoko. Rozumiem, że TDays nie warto wspomnieć.
Wystarczy zerknąć co Pan redaktor umieszcza na swoim fejsbuku i jak się szczyci z tego, że jest cwaniaczkiem i mądralą. Jego profil idealnie pasuje do treści tej recenzji. Świat upada i się upadla.
To że płyta BJ w dniu premiery ma złe recenzje to przywykliśmy już od dawna SWW było zjechane na początku, KTF od czegoś popularnego dostało bodaj 0/5, a TDays nawet dzisiaj nie jest wart wspominania w recenzjach wielu redaktorów. Smutne ale prawdziwe.
Kilka lepszych recenzji jeśli ktoś potrzebuje:
http://www.newsday.com/entertainment/mu ... 1.12550934
http://www.music-news.com/review/UK/122 ... m/Bon-Jovi
http://journalstar.com/entertainment/re ... 372f5.html
A video do Come Up TOHouse wygląda jak wyciągniete z serialu Stranger Things

a utwór spokojnie mógłby znaleśc się na Killersowym Sams Town.
Adrian, mam nadzieję, że będziesz mógł zasnąć
W zasadzie... cholera - bądźmy szczerzy - ile ludzi tyle opinii... Naprawdę nie wiem co Cię boli w tej (przyznam, że tendencyjnej i nudnej jak obecna muzyka BJ) recenzji. Czy naprawdę warto krwawić z powodu kolejnego pojechania zespołowi w naszych rodzimych mediach? Inna sprawa, że facet mógł to napisać z jakimkolwiek smakiem. Niestety wyszło rynsztokowo przez co nie sposób brać na poważnie takich wpisów
To co nam się podoba zależy JEDYNIE od naszych gustów (guścików). Piszesz o Bon Jovi i jeszcze zahaczasz o metal... Kiedyś zresztą mieliśmy o tym dyskusję w moim innym wcieleniu... Ja w muzyce Bon Jovi dla przykładu tego metalu nie słyszę

Na forum metalowym zapewne by Cię pogonili

Piszesz o Bon Jovi i o jakimś tam The Killers... Ja wolałbym jednak, żebyś Bon Jovi zestawiał - skoro "to coś nie jest na sprzedaż" - z klasyką, a nie popłuczynami (tutaj uściślę - popłuczynami w moim rozumieniu muzyki)... Skoro piszesz, że Bon Jovi jest rockowe to ja tego rocka chciałbym usłyszeć! Proste

I nie mam tutaj na myśli leciwych albumików "Keep The Faith", gdzie rzeczywiście w refrenach ("Mother") albo aurze piosenki ("I Want You") zahaczają np. o nielubiane przez Ciebie Def Leppard, urzekają w "Dry County" czy kultywują banalne piosenki w stylu "Sleep When I'm dead", których w obecnej formule Bon Jovi mamy na pęczki...
Nie mam na myśli słodko-gorzkiego "Bounce", gdzie chyba jednak chcieli "czegoś więcej". Czegoś innego... Zestroili się niżej... Brzmiało to potężnie jak na Bon Jovi. Naprawdę hard rockowo. Świetne, rwane motoryczne riffy w Undivided, Hook Me Up, The Distance... Liryczne solo życia w Right Side... Ale skoro album nie pokrył się platyną to pojawiło się (nieszczęsne) 'Have A Nice Day". Granie prostsze, bardziej chordowe, gdzieś z pogranicza popularnego wówczas Green Day i Avril Lavigne. Takie hard ale jednak soft... Mimo wszystko miało to swój urok bo głos Jona był dodatkowym instrumentem... Z tym, że ja nie kupuję Jona śpiewającego o tym "jak bardzo jest, hm... SKOMPLIKOWANY" czy opowiadający nam "Historię swojego życia". "Novocaina" też nie pomoże
Pamiętam wywiad w Teraz Rocku z 2000 r., kiedy Jon wspominał o "pomarańczowych krzesłach na stadionie" przy okazji "uczenia Matthew McCounaghey'a szkoły życia podczas kręcenia U-571"... Konkluzja z tego była taka "że niby pokora"... Gdzież teraz jest ta pokora?
Money talks...
Ale czy my byśmy robili inaczej na ich miejscu?