"The Circle" - Nowy Album

Dyskusje na temat albumów, ich oceny, opinie.

Moderator: Mod's Team

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Ricky Skywalker
Administrator
Administrator
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1648
Rejestracja: 1 sierpnia 2005, o 21:17
Ulubiona płyta: NJ+KTF+SITT+AOTL
Lokalizacja: Bydgoszcz
Kontakt:

Post autor: Ricky Skywalker »

To czas i na moją recenzję - uprzedzam - nie jest krótka ;)

Gdy w lutym Jon zapowiedział, że jeszcze w tym roku dostaniemy w ręce nową płytę Bon Jovi - i co więcej, iż będzie to "riff rock record", jak wielu z nas, fanów Bon Jovi, zacząłem mieć nadzieję, iż nastąpi z dawna oczekiwany powrót do grania w stylu, do którego zespół przyzwyczaił nas w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nadzieje te nie były bezpodstawne - Jon w ostatnich miesiącach zdawał być się w formie wokalnej jak za najlepszych lat, a co za tym idzie, uprawniającej go do nagrywania utworów w podobnym stylu, co wtedy. Co więcej, również forma Richiego zdawała się być wysoka, co potwierdzały nagrane przez niego niedawno dwa okolicznościowe, dobrze brzmiące utwory - "Blood On The Ground" i "Great Hall Of Fame", z których szczególnie ten drugi pokazywał gitarowy majstersztyk Sambory. Wkrótce usłyszeliśmy również pierwszy utwór z nowego albumu - akustyczną wersję "Work For The Working Man", z której odsłuchania można było odnieść wrażenie, iż szykuje się mocny, rockowy utwór. W końcu pojawił się pierwszy singiel, a niedawno doczekaliśmy się albumu.

Czy zespół dotrzymał obietnicy złożonej przez Jona i dostaliśmy w swe ręce dobry, ostry rockowy album? ?eby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba przyjrzeć się wszystkim piosenkom, jakie zostały umieszczone na albumie. Zauważyć ich plusy i minusy, pokusić się o wystawienie ocen. Szczególnie ten ostatni element jest dla mnie rzeczą niełatwą z powodu dużej dawki sentymentu, jaka zawsze towarzyszy ocenianiu utworów ulubionego zespołu. Tym bardziej, że tym razem - z dwóch powodów - postanowiłem, iż nie będę stosował dualistycznej skali ocen (tzn. wedle osobnych kryteriów oceniał "starego" i "nowego" Bon Jovi, jak to bywało przy ostatnich płytach), a ocenię najnowsze dzieło chłopaków z NJ wedle kryteriów, jakimi oceniałbym ich zaraz po wydaniu These Days. Po pierwsze - właśnie dlatego, że Jon obiecał nam "riff rock record", a takowego nie można oceniać podobnie jak krążka country, a po drugie - dlatego, że zespół, z którym BJ przez lata konkurowali na scenie glam rocka, a zarazem tę scenę skutecznie ciągnęli w górę - i mam tu na myśli Europe, oczywiście - wydał niedawno swój najlepszy album od 1988 roku, udowadniając, że i dziś, po upływie tylu lat, da się nagrać płytę z charakterem.

Jak Pan Bóg (ten co "w dłoniach ma błyskawice" ;)) nakazał, zaczynamy zatem od początku.

1. We Weren't Born To Follow. Pierwszy singiel, który - choć nie jest idealny - mógł dać nadzieję, że nie będzie źle. Niewątpliwie nie jest klonem It's My Life, co zarzucaliśmy wielu jego poprzednikom. Nie znaczy to, że nie jest w pewien sposób nawiązaniem do wcześniejszej twórczości zespołu. Jak wielu z nas zauważyło, przypomina Born To Be My Baby, do tego stopnia, że da się na melodię WWBTF zaśpiewać refren starszej piosenki - i to niestety obniża ogólną wartość tej piosenki. Trochę irytujące jest powtarzanie "yeah, yeah" - niestety (co pokazują i kolejne utwory z The Circle) Jon już chyba nie potrafi napisać utworu bez podobnych wstawek. Plusy? Melodyjność, chwytliwość, optymistyczny tekst wywołujący uśmiech - wszystko to sprawia, że kilka nowych osób zainteresowało się twórczością zespołu. Nie jest to jednak ani hit roku, ani też wybitny utwór dla koneserów. Po prostu - typowe BJ. Ogólna ocena - 7/10.

2. When We Were Beautiful.
Szczerze? Zżynka z U2, w lepszym wydaniu niż cała ostatnia płyta Bono & Co. razem wzięta, jednak wciąż jest to po prostu słabizna, jakiej nie spodziewałem się usłyszeć na tej płycie. Nie pasuje zresztą do twórczości zespołu zupełnie. Już pominę tu pastwienie się nad słowami, które nie są ani szczególnie wybitne, ani też jakieś tragiczne. Chodzi przede wszystkim o kwestie, które są generalnym problemem - większym lub mniejszym stopniu - większości utworów na tym albumie, czyli wokalu i produkcji. W tej piosence szczególnie "wyróżnia się" wokal, który jest - nie zawaham się tego powiedzieć - żałosny. Jon usiłuje śpiewać jak Bono, ale robi to niczym pierwszy lepszy amator - ba, śmiem twierdzić że wiele osób bez profesjonalnego przygotowania zaśpiewałoby to lepiej. To ma być śpiew rockmana z 30-letnim stażem? Toż to jest jęczenie po prostu, jęczenie, które powoduje, że zupełnie traci znaczenie fajna perkusja w tle i klimatyczna solówka Richiego. Słaba produkcja i plemienne "sha la la..." tylko dopełniają obrazu. Ogólna ocena - 2,5/10.

3. Work For The Working Man
, czyli pierwszy na tej płycie utwór z serii - Mam Zajebisty Potencjał, Ale Musieliście Coś Spartolić. Co w tej piosence jest nie tak? Podobnie jak w przypadku poprzedniczki - wokal i produkcja. Swoiste muzyczne nawiązanie do starszej twórczości (Borderline, Undivided i szczególnie LOAP - z uwagi na podobną linię basów) niektórych mocno irytuje, we mnie zaś przede wszystkim wywołuje smutną myśl, że gdyby ta piosenka była nagrana kilka lat wcześniej, brzmiałaby naprawdę dobrze. Bo w wersji, którą otrzymaliśmy do rąk, nagranej w tym roku, słaby wokal Jona niszczy wszystko. Niszczy naprawdę dobry (pomimo lewackich kontekstów), bardzo chwytliwy (szczególnie w dzisiejszych czasach) tekst, niszczy fajną linię melodyczną, niszczy szanse tej piosenki na zrobienie furory porównywalnej do najsłynniejszych utworów zespołu. Praca wykonana przez Shanksa nie pierwszy raz też pozostawia wiele do życzenia. Plusy? Wspomniana przebojowość, dobry tekst, fajne przejście pomiędzy refrenami - mimo braku solówki. Ogólna ocena - 6/10.

4. Superman Tonight.
Jedna z niewielu piosenek, którym nie mam niemal nic do zarzucenia. Dobra linia melodyczna, fajne zmiany tempa, niezły wokal. Tekstu również nie ma się co czepiać - że nawiązuje do bohatera komiksowo-filmowego? W amerykańskiej muzyce to akurat nierzadkie. Raczej nie czepiałbym się tu linijki z tatuażem, jest w sumie nieistotna (gdzie indziej na tej płycie są linijki, które wytknąć wręcz trzeba, ale o tym za chwilę). Niezłe solo, ogólnie - dobry klimat. Minusy? Produkcja - i wszystko na ten temat. Ogólna ocena - 8/10.

5. Bullet.
Utwór z tej samej serii, co WFTWM. I chyba nawet bardziej zmarnowany. Warstwa muzyczna - cudo. Wszystkie instrumenty brzmią dobrze, są "riffy", czuć tę energię. Jak już to zauważone zostało - mamy tu pewne nawiązania do Keep The Faith, gdzieś słychać też Sympathy For The Devil Stonesów. Słyszymy dobre zwrotki, które wydają się być o czymś, niemalże jak w "August 7, 4:15", nadciąga refren... i to by było na tyle, jeśli chodzi o dobrą piosenkę. Refren jest o niczym, niemalże wciśnięty na siłę - a szczególnie ta kluczowa linijka What is the distance between a bullet and a gun. Jeśli to ma być metafora, to ja jej nie rozumiem. Nie muszę dodawać, że produkcja jest beznadziejna, a wokal Jona tylko trochę lepszy niż w WFTWM? No i jeszcze to nieszczęsne "yeah, yeah"... Mogła być najlepsza piosenka na płycie - ba, autentycznie najlepsza od IML - a jest co najwyżej średniak - którego nawet przyjemnie się słucha, nie rozumiejąc słów refrenu... Ogólna ocena - 6/10.

6. Thorn In My Side.
Pozytyw. Aż chciałbym się czepić, ale nie mam za specjalnie czego. Fajnie się tego słucha w trudniejszych momentach - daje kopa! - na co składa się i melodia, i tekst. Wokal tym razem w miarę niezły, produkcję przemilczę. Generalnie - klasa porównywalna do WWBTF. Ocenę podwyższę o pół stopnia w porównaniu do pierwszego singla - czyli mamy 7,5/10.

7. Live Before You Die.
Przyzwoity tekst, jest trochę energii w tej balladzie, produkcja nawet aż tak tragiczna, jak gdzie indziej nie jest. Takie trochę lepsze Right Side Of Wrong, z dobrą solówką - krótko mówiąc - typowa ballada BJ post-2000. 6,5/10.

8. Brokenpromisland.
Gdzieś to już słyszałem i niekoniecznie u BJ... Wydaje się, że miało być z tego nowe Dry County, ale daleko tej piosence do tego. Co jest w niej nie tak, poza wtórnością? Załamujący się wokal, wygładzone brzmienie i mimo wszystko zupełny brak klasy poprzedniczki. Solówka na 3 akordy, niegodna mistrza, którym był (jest?) Sambora. 5/10.

9. Love's The Only Rule.
Muzycznie przypomina mi to w sumie The Killers (Spaceman?). Gdyby spełnione były 3 warunki - Jon śpiewałby jak rockman, a nie jakiś laluś z boysbandu, brzmienie nie było wygładzone niczym w piosenkach Gosi Andrzejewicz, a tekst jako całość (a niechby był i tak banalny, jak jest!) nie zmierzała do Jedynej Możliwej Konkluzji, że Miłość jest wszystkim, co istnieje - byłby dobry utwór. Plusy? Mimo wszystko fajnie brzmi to przejście po 2 refrenie. Ogólnie - 4/10.

10. Fast Cars. Badziew na poziomie piosenki #2 - oba w rankingu najsłabszych utworów BJ przebija chyba jedynie pamiętny Wildflower. O czym jest ten tekst? Bo jakoś dotąd nie potrafię załapać... To jakaś wyszukana metafora, czy może motyw przewodni następnej części Transformers? Chyba nie to drugie, bo tło muzyczne wypucowane jak do produkcji na poziomie filmu Prosiaczek i przyjaciele, a nie do infantylnego wprawdzie, ale jednak szybkiego filmu akcji. Jedynym plusem jest to lekkie przyspieszenie tempa od 2 refrenu, no ale i tak to mało, żałośnie mało... i jeszcze to shala, shala... 2/10.

11. Happy Now. Właściwie - przyzwoity utwór. Nieco zakrawa o zapychacz, ale tekst jest ok, nawet jeśli nawiązuje do wygranej Obamy... gdyby jeszcze zaśpiewany był z charakterem, z pazurem... niestety, znów mamy do czynienia z manierą gwiazdki pop. Gitara wygładzona do granic wytrzymałości, nie wyróżnia się tu zresztą jakąś wyszukaną melodią. Plusy? Pierwszy raz od dawna w szybkim, mimo wszystko rockowym utworze słychać Davida, z rzadka, ale jednak. 5,5/10.

12. Learn To Love. Największa niespodzianka tej płyty. Po przesłuchaniu snippetu myślałem, że będzie to przyzwoita ballada, jednak nie wyróżniająca się z mnóstwa sobie podobnych - a tu się okazuje, że mamy do czynienia z naprawdę dobrym zamknięciem albumu. Leniwie rozkręcające się, słodkawo brzmiące zwrotki przechodzą w refreny, w których czuć już zapowiedź tego, co otrzymamy na sam koniec - pełnego wigoru zamknięcia piosenki i całej płyty, w którym czuć pewien klimat Undiscovered Soul. Przyznam się, że przy pierwszych kilku przesłuchaniach tej piosenki łezka mi się w kącie oka zakręciła... na tle reszty utworów wyróżnia się przyzwoite brzmienie (tym razem Shanks nie popsuł tak całkiem piosenki) i nienajgorszy wokal. Gdyby jeszcze Richiemu pozwolono nagrać solówkę i wydłużyć zamknięcie, a w tekście było imię pięknej blondynki (Holly? Hayley?) zamiast chrześcijańskiego halle, halle (tak, tu się czepiam, ale znając BJ, to jest w stanie przyjść im do głowy, by następna płyta była w stylu christian rock...), mielibyśmy do czynienia z autentycznym majstersztykiem. Niemniej jednak - i tak jest to bodaj najlepszy utwór na płycie. 8,5/10.

W świetle powyższych rozważań wydaje się, iż postawione na początku tej recenzji pytanie uznać możemy za retoryczne. The Circle daleko do naprawdę mocnego rockowego albumu, choć kilka piosenek miało potencjał. Wszystko zostało jednak w taki czy inny sposób zaprzepaszczone, a za głównego winowajcę uznać należy producenta albumu, Johna Shanksa. O ile produkcja utworów Anastacii, Jessiki Simpson czy Take That nie wychodzi mu źle, o tyle jest on jednym z głównych powodów zapaści zespołu zaliczanego jeszcze przed paru laty do gigantów rocka i metalu. Porównując The Circle z Last Look At Eden Europe'u jeszcze bardziej widać, jak bardzo oddaliło się Bon Jovi od mocnego grania. Jeśli BJ chcą nagrać prawdziwie rockowy album - Shanks powinien trzymać się od niego jak najdalej, niezależnie od stopnia zaprzyjaźnienia z zespołem. Powrót do Boba Rocka czy nawet Luke'a Ebbina wydaje się w tym momencie konieczny.

Zwraca również uwagę tragiczny momentami wokal Jona, na co jednak żaden producent nie pomoże. Tu nie ma innej rady jak odpoczynek, i mam nadzieję, że po tej czekającej nas przez najbliższe miesiące trasie koncertowej chłopcy odpoczną sobie przez jakiś czas (3 lata?), i że w tym czasie to Richie nagra z dawna zapowiadany album solowy, a Jon da odpocząć swoim strunom głosowym - i pozbiera trochę pomysłów na dobre teksty. I może przypomni sobie, że kiedyś byli zespołem z charakterem i za to byli i są uwielbiani przez fanów. I uzmysłowi sobie, że granie "pod publiczność", nagrywanie utworów, które mają się podobać wszystkim, sprawia jedynie, że utwory te pozbawione są charakteru - i prędzej zirytują oddanych fanów, niż przyciągną nowych.
Ostatnio zmieniony 7 listopada 2009, o 12:26 przez Ricky Skywalker, łącznie zmieniany 2 razy.
***
"these days all we got is hope, we got redemption and we got forgiveness. And we got one more thing - we got us these days..."
- Richie Sambora, 29-10-2007
Awatar użytkownika
sobol_77
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1988
Rejestracja: 17 września 2005, o 10:45
Ulubiona płyta: New Jersey +TD +SWW
Lokalizacja: Michałowice / Wa-wa, od lat już Głogów

Post autor: sobol_77 »

Ricky - fajny tekst, ale ja pójdę za moim dobrym kumplem i powiem krótko - to najgorszy album w historii Bon Jovi. Przez chwilę dałem się oszukać - ale po wieczornym przesłuchaniu NJ, KTF i TD uznałem to za badziew totalny... Na kolację obejrzałem Access - i mam dość "bon jovi". Czytałem dziś kilka tekstów na brytyjskich forach - z albumu ludzie po prostu kpią. Słabe to - szkoda - a słabe przede wszystkim, że nie gra tu Sambora tylko jakiś podstawiony pionek. Ktoś tu niedawno napisał, że czas by Sambora odkurzył Fendera - genialne słowa, szkoda tylko, że wyłącznie dla naszych uszu... Płyta bez riffu i solówki - 0/10 jeśli chodzi o ten temat. To już HAND miało potencjał... (wrrrrrrrrrrr)
It's a bitch, but life's a roller coaster ride,
The ups and downs will make you scream sometimes...
Awatar użytkownika
sobol_77
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1988
Rejestracja: 17 września 2005, o 10:45
Ulubiona płyta: New Jersey +TD +SWW
Lokalizacja: Michałowice / Wa-wa, od lat już Głogów

Post autor: sobol_77 »

Ricky Skywalker pisze: Porównując The Circle z Last Look At Eden Europe'u jeszcze bardziej widać, jak bardzo oddaliło się Bon Jovi od mocnego grania. Jeśli BJ chcą nagrać prawdziwie rockowy album - Shanks powinien trzymać się od niego jak najdalej, niezależnie od stopnia zaprzyjaźnienia z zespołem. Powrót do Boba Rocka czy nawet Luke'a Ebbina wydaje się w tym momencie konieczny.
Samo sedno.
It's a bitch, but life's a roller coaster ride,
The ups and downs will make you scream sometimes...
KondZik

Post autor: KondZik »

sobol_77 pisze:
Ricky Skywalker pisze: Porównując The Circle z Last Look At Eden Europe'u jeszcze bardziej widać, jak bardzo oddaliło się Bon Jovi od mocnego grania. Jeśli BJ chcą nagrać prawdziwie rockowy album - Shanks powinien trzymać się od niego jak najdalej, niezależnie od stopnia zaprzyjaźnienia z zespołem. Powrót do Boba Rocka czy nawet Luke'a Ebbina wydaje się w tym momencie konieczny.
Samo sedno.
Zgadzam się. Już na starcie jak była mowa o Shanks'u to mnie zemdliło...
Ja nadal marze o powrocie do ostrzejszego grania jak na Bounce bo na to ich ciagle stac.
Awatar użytkownika
AxeL
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 852
Rejestracja: 10 grudnia 2005, o 22:23
Lokalizacja: Przemyśl/Warszawa

Post autor: AxeL »

"Gdzieś to już słyszałem i niekoniecznie u BJ... Wydaje się, że miało być z tego nowe Dry County, ale daleko tej piosence do tego."

Nigdy nie pomyślałem ze moze to byc 2 dry county , w najmniejszym stopniu mi to nie przypomina. NIe widze w twórczości bj piosenki choc troche podobnej do tej.

"Porównując The Circle z Last Look At Eden Europe'u jeszcze bardziej widać, jak bardzo oddaliło się Bon Jovi od mocnego grania. Jeśli BJ chcą nagrać prawdziwie rockowy album - Shanks powinien trzymać się od niego jak najdalej, niezależnie od stopnia zaprzyjaźnienia z zespołem. Powrót do Boba Rocka czy nawet Luke'a Ebbina wydaje się w tym momencie konieczny. "
Zgadzm sie z tym ze shanks powinien odpoczac od BJ .

"powiem krótko - to najgorszy album w historii Bon Jovi. "
Mocno przesadzasz Sobol, nie powiesz mi ze LH jest lepsze?
Ja czuje nowosc w tej plycie. Tesknie za These days i reszta starszych ale na listosc boska mamy 2009 rok i tak jestem nadal w szoku ze potrafili wg mnie oczywiscie odskoczyc od stylu HANDA I CRUSHA przynajmniej w jakims stopniu.

ps. dlaczego Quote mi nie dziala?:(
"These days - there ain't a ladder on these streets" - BJ These Days
kowal11
It's My Life
It's My Life
Posty: 116
Rejestracja: 31 października 2009, o 09:46
Lokalizacja: Częstochowa

Post autor: kowal11 »

co to za glupoty wypisujecie!!!!jakie bullet i dry county,jelsi juz do czegos mu blisko to damned a nie dry county!!i jest to swietny utwor!!co wy piszecie crush bylo mocniejsza rockowa plyta??Litosci to jest zenada jesli tak twoerdzicie!!ogolnie bon jovi nigdy nie mialo dobrych recenzji i nie bedzie mialo!!wy mowicie jakie to swietne stare plyty ale gdy one wychodzily to nie zostawiano na nich suchej nitki,za to jak bardzo byly komercyjne!!!przeciez ludzie these days (moja ulubiona plyta)bardzo daleko ma do hard rockowego grania!!nigdy bon jovi nie bylo hard rockiem!!a the circle jest mocno ,dobra rockowa plyta !!z jednym tylko sie zgadzam zeby shanks odszedl zniczym wiecej
Scrooge

Post autor: Scrooge »

Co osoba to inna opinia, generalnie w wielu punktach zgadzam się z Ricky'iem z tym, że...:

- również od samego początku czepiałem się paskudnego jęczenia Jona w WWWB, ale pomijając to piosenka jest świetna, bardzo klimatyczna, a to, że inna niż większość utworów BJ to dla mnie wręcz zaleta... ocena 2,5 jest bardzo niesprawiedliwa.

- Brokenpromisland - dla mnie to najlepsza piosenka BJ od czasów TD, dla niej samej mógłbym kupić tą płytę - kompletnie się nie zgadzam z twoją opinią.

Ja (człowiek dla którego ostatnia dobra płyta BJ to TD) po raz kolejny powtórzę, że The Circle moim zdaniem miażdży wszystkie płyty wydane po TD i przywraca mi wiarę w ten zespół i wcale nie mam na myśli tego, że wrócą do starego pseudo hard rocka bo tylko niepoprawny marzyciel i fantasta mógł na to liczyć...

A co niektórym marudom sugeruję ograniczyć ciągłe oglądanie Accessa, bo nadmierne życie przeszłością prowadzi do paranoi i problemów z funkcjonowaniem w teraźniejszości ;) to tak pół żartem, pól serio - a na poważnie to albo pogódźcie się z tym co jest, albo skończcie z BJ bo wszelka konstruktywna krytyka jest jak najbardziej potrzebna, ale tylko do momentu w którym staje się bezsensownym marudzeniem w kółko o tym samym... czasami zastanawiam się czy na tym forum pisze Sobol czy jakiś bot, budujący zdania wokół haseł piwo, whiskey, access + przymiotniki typu źle, beznadziejnie etc. Skoro ostatnią dobrą płytą było TD to chyba jesteście muzycznymi masochistami męcząc się od blisko 15 lat z tym beznadziejnym, "nowym" BJ ;) albo jak kto woli bj...
kowal11
It's My Life
It's My Life
Posty: 116
Rejestracja: 31 października 2009, o 09:46
Lokalizacja: Częstochowa

Post autor: kowal11 »

gosciu dobrze naipsales!!!tez sie zgadzam,sam jestem typowym rockowcem zanurzonym w klimatach lat 70 i 80 ale thr circle jest njalepsza plyta od these days!!!na 100%%
Awatar użytkownika
gnjovi
I Believe
I Believe
Posty: 82
Rejestracja: 22 września 2005, o 09:17
Ulubiona płyta: New Jersey
Lokalizacja: Skawina

Post autor: gnjovi »

Czas napisać swoje przemyślenia dotyczące The Circle. Nie będę się bawił w oceny poszczególnych kawałków(przynajmniej nie teraz).Co do dyskusji na temat nowej płyty.Też jestem fanem starego BJ ale powoli(z zajeb...wielkim trudem)dociera do mnie to że nie nagrają już takiej płyty jak New Jersey.Może starość nie radość.Każdy ma swoje subiektywne odczucia na temat płyty ale recenzje typu takiego że płyta to shit, beznadzieja są lekko przesadzone.Sam dobrze pamiętam jak wychodziło New Jer,Keep the faith i zawsze BJ w Polsce przez pseudo-dziennikarzy było zjechane za ich "komercyjność", pudel-rocka ,za to że Jon dba bardzie o wygląd niż o muzykę i właśnie dyskusja o muzyce zawsze schodziła na drugi plan. Bon Jovi grali zawsze tzw.amerykańskiego rocka- nie róbmy z nich zespołu heavy metalowego.Co do The Circle to dla mnie jest to ich najlepszy album w nowym stuleciu.Nie znaczy to że bezkrytycznie go przyjmuje i jestem w 7 niebie.Bez przesady.Plusem jest to że wrócili w jakimś stopniu do rocka a raczej szeroko pojętego rock and rolla, słychać szum , powiew lat 80 gdzieniegdzie, słychać chórki no i Tico sobie poszalał chyba na płycie.Ogółem pozytywnie naprawdę spodziewałem się czegoś gorszego a tu miła niespodzianka.?eby nie było tak miło to główny minus- za krótkie sola Richiego- jest go bardzo mało(gdzie brzmienie twojego Fendera?).Czasem za bardzo nowocześnie-zlewa się gitara z perkusją nie ma miejsca na swobodne granie,wyraziste.ostatnia sprawa album naprawdę ok ale nie ma tej mocy, nie wywołuje ciar na plecach.boje się że za jakiś czas o większości utworów nie będziemy pamiętać(no może poza Love's the only rule-dla mnie rewelacja,Happy now,Bullet,Superman Tonight).Jest fajnie ale chciałoby by się powiedzieć żegnaj Shanks wróć Bruce(ale go niestety nie ma) więc może Bob?Sorry za długość posta
SOMEDAY I'LL BE SATURDAY NIGHT
Awatar użytkownika
Ricky Skywalker
Administrator
Administrator
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1648
Rejestracja: 1 sierpnia 2005, o 21:17
Ulubiona płyta: NJ+KTF+SITT+AOTL
Lokalizacja: Bydgoszcz
Kontakt:

Post autor: Ricky Skywalker »

Odpowiadając na kilka uwag:
AxeL pisze:"Gdzieś to już słyszałem i niekoniecznie u BJ... Wydaje się, że miało być z tego nowe Dry County, ale daleko tej piosence do tego."

Nigdy nie pomyślałem ze moze to byc 2 dry county , w najmniejszym stopniu mi to nie przypomina. NIe widze w twórczości bj piosenki choc troche podobnej do tej.
Może i muzycznie Brokenpromiseland nie ma nic z DC, ale wystarczy przeczytać uważnie teksty obu piosenek i już na pierwszy rzut oka widać, że tematyka jest ta sama ;]

Scrooge - moje oceny są wyrazem moich subiektywnych odczuć w danym momencie i nikomu ich nie narzucam. Nie jest zresztą wykluczone, że za jakiś czas sam będę tę płytę odbierał inaczej - zresztą, po kilku pierwszych przesłuchaniach byłem nią zachwycony i dopiero później zacząłem to rozkładać na czynniki pierwsze - a jak już dostrzegłem pierwsze irytujące mnie elementy, to runęła lawina ;)

Tak czy inaczej - jeśli o mnie chodzi, nie jest tak, że od lat tylko narzekam i narzekam. Lubię Crusha, bo był, mimo wszystko, dobry - przebojowy, fajnie zagrany i zaśpiewany, nieźle wyprodukowany. Lubię sporo utworów z Bounce'a i HANDa, nie przekreślam całego LH "bo to płyta country" (bardzo lubię choćby Any Other Day, Whole Lot Of Leaving, Lonely i... I Love This Town) i nie uważam też, mimo wszystko, by The Circle było kompletną klapą. Ale byłoby dużo, dużo lepsze, gdyby Jon śpiewał jak Jon, a nie jak gwiazdka pokroju Miley Cyrus (kolejny "czarny koń" ze stajni Shanksa... :|), a płytę wyprodukował ktoś, kto posiada kwalifikacje do produkcji rockowego albumu. Shanks jest dla zespołu niczym betonowe koło ratunkowe - ciągnie statek z napisem "Bon Jovi" na dno. O ile na HAND jego praca nie odbiła się aż tak na jakości brzmienia, o tyle The Circle pod tym względem woła o pomstę do nieba. Jak słusznie zauważył Captain kidd na forum FoF - wyobrażacie sobie, by można było obrabiać utwory pokroju Work For The Working Man czy Bullet pomiędzy jedną czy drugą piosenką Miley Cyrus? Trudno się z tym pogodzić, to się w ogóle w głowie nie mieści, a jednak - najwyraźniej tak to właśnie wyglądało.
AxeL pisze:Tesknie za These days i reszta starszych ale na listosc boska mamy 2009 rok i tak jestem nadal w szoku ze potrafili wg mnie oczywiscie odskoczyc od stylu HANDA I CRUSHA przynajmniej w jakims stopniu.
Spójrz jakie płyty potrafili w ostatnich latach, po dłuższej lub krótszej przerwie, wydać artyści, z którymi dawniej BJ grali razem koncerty czy rywalizowali na scenie - Gunsi, Sebastian Bach, Europe, Scorpions, Bonfire czy KISS. Jak widać, da się nagrać albumy spełniające oczekiwania fanów i jeszcze odnieść z nimi sukces.
***
"these days all we got is hope, we got redemption and we got forgiveness. And we got one more thing - we got us these days..."
- Richie Sambora, 29-10-2007
KondZik

Post autor: KondZik »

Ricky Skywalker pisze: Spójrz jakie płyty potrafili w ostatnich latach, po dłuższej lub krótszej przerwie, wydać artyści, z którymi dawniej BJ grali razem koncerty czy rywalizowali na scenie - Gunsi, Sebastian Bach, Europe, Scorpions, Bonfire czy KISS. Jak widać, da się nagrać albumy spełniające oczekiwania fanów i jeszcze odnieść z nimi sukces.
Nowa plyta pana Rose (bo nazywanie tego Gunsami to pomyłka) jak dla mnie dno, a płyta Europe jakoś nie powaliła mnie na kolana. For me The Circle> Chinese Democracy.
Tyle na ten temat.
Awatar użytkownika
Tatar
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 941
Rejestracja: 12 grudnia 2007, o 19:44
Lokalizacja: Rawa Mazowiecka

Post autor: Tatar »

kondzik pisze: For me The Circle> Chinese Democracy.
Tyle na ten temat.
:lol:

nie słuchałem jeszcze The Circle, ale to co napisałeś jest śmieszne. Nie każe Ci uważać ChD za lepsze od Circle, ale odkąd się ChD ukazało jest stawiane za wzór świetnie wyprodukowanej płyty. Co daje do myślenia w kontekście opinii fanów chociażby w tym temacie.

Przesłuchałem narazie tylko WFTWM ze strony i jestem rozczarowany. Nie wiem, alewydawało mi się, że jednym z głównych warunków jakie musi spełniac piosenka aby być rockową jest solówka - nawet paro sekundowa. A tu klops. Myślałem, że będzie lepiej.
Bon Jovi skończyło sie na Kill 'em All
KondZik

Post autor: KondZik »

No właśnie w takim kontekście to zrozumiałem, że jest jakimś odnosnikiem, wzorem z czym się nie zgadzam. Humanity - Hour 1 jeśli ma być jeden z wymienionych zespołów. Czego się można bylo spodziewac po producencie który zbyt rockowym nie jest. No cóż ja mam nadzieje, że przy nagrywaniu nastepnej "rockowej" płycie bedzie brał udział jakiś producent z jajami.
pozdro
Scrooge

Post autor: Scrooge »

Spójrz jakie płyty potrafili w ostatnich latach, po dłuższej lub krótszej przerwie, wydać artyści, z którymi dawniej BJ grali razem koncerty czy rywalizowali na scenie - Gunsi, Sebastian Bach, Europe, Scorpions, Bonfire czy KISS. Jak widać, da się nagrać albumy spełniające oczekiwania fanów i jeszcze odnieść z nimi sukces.
Tak tylko, że miara sukcesu osiągniętego w przypadku wymienionych płyt (może poza KISS) nie zadowoliłaby Jona... z resztą nie uważam, żeby płyta Axla (całkiem spoko swoją drogą) osiągnęła sukces... o pozostałych już nie wspomnę nawet. Co do zadowolenia fanów to się zgadzam, z tym, że ono u BJ jest na 2 miejscu daleko za $$$
Awatar użytkownika
Dand
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 2759
Rejestracja: 16 września 2005, o 18:52
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Dand »

Tatar pisze:Przesłuchałem narazie tylko WFTWM ze strony i jestem rozczarowany. Nie wiem, alewydawało mi się, że jednym z głównych warunków jakie musi spełniac piosenka aby być rockową jest solówka - nawet paro sekundowa. A tu klops.
Ależ tam jest solówka , z tym ,że w jej trakcie Jon musi coś śpiewać oczywiście...
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Albumy i Wydawnictwa”