Richie Sambora
Moderator: Mod's Team
:)
Jak dla mnie, jeżeli zespole Bon Jovi zdarzy się nagrać następną płytę naprawdę rockową i np z PhilemX to jakoś tam pogodzę się ze stratą Ryśka. Jest to możliwe, bo paradoksalnie być może Jon będzie podrażniony i chętny coś udowodnić.
...and just only rock...
- Damned
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 4971
- Rejestracja: 7 listopada 2012, o 03:16
- Ulubiona płyta: These Days
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Problem w tym, że Jon nie dysponuje już rockowym wokalem. Phil-X może zapewnić ostrzejsze brzmienie, ale w Bon Jovi wciąż najistotniejszy pozostanie wokal. Jeżeli Jon będzie silił się na śpiew, który jest ponad jego obecne możliwości, to nie wyjdzie z tego nic dobrego.TheRock pisze:Jak dla mnie, jeżeli zespole Bon Jovi zdarzy się nagrać następną płytę naprawdę rockową i np z PhilemX to jakoś tam pogodzę się ze stratą Ryśka. Jest to możliwe, bo paradoksalnie być może Jon będzie podrażniony i chętny coś udowodnić.
Dlatego najlepszym wyjściem jest obecnie album solowy, gdzie JBJ może pozwolić sobie na większą swobodę i odejście od klimatów stricte rockowych. Jego tegoroczne koncerty pokazują jasno, że najlepiej wypada w akustycznych, niewymagających utworach. W Bad Medicine czy We Got it Going On wypada już po prostu słabo. Dlatego folkowa, jazzowa lub soulowa płyta to mógłby być najlepszy krok...
-
- Gdańsk Supporter
-
Keep The Faith
- Posty: 389
- Rejestracja: 31 stycznia 2013, o 15:58
- Lokalizacja: Gdańsk
Ech ten Richie, z nim nigdy nie ma nudy
Fajnie się czyta cały wątek i różne punkty widzenia do tematu. To może też dorzucę coś od siebie po długiej przerwie.
Zacznę może od ostatniego usunięcia wpisu na twiterze. Krótko mówiąc wg mnie nic wielkiego i nic co zmienia diametralnie sytuację. Irytowało mnie to, że przy każdym wywiadzie pytano go czy i kiedy wróci do BJ. Widać to gołym okiem że BJ w tej chwili to ostatnia rzecz o której myśli i sam naprawdę nie wie czy wróci bo nie czuje teraz takiej potrzeby. Ani razu nie odbierałem tego jako wymigiwania się od odpowiedzi a szczerą odpowiedź właśnie. Dlatego też nie oczekuje ani nie wymagam żadnego oficjalnego oświadczenie czy będzie w BJ czy nie, ani od niego ani zespołu. Czy przypadkiem Jon nie powiedział, że zawsze pozostanie gitarzystą BJ? Teraz jest skupiony na solowej płycie z Ori i skąd ma wiedzieć co się zmieni kiedy już minie jej promocja i trasa. Ale co będzie za rok czy 2 nikt nie wie i przez ten czas może się dużo zmienić. Czasem sprawy lubią się niespodziewanie same rozwiązywać to po co forsować jakieś oświadczenia które być może trzeba będzie potem cofać.
Mam wrażenie że ostatnie trasa BJ pokazała coś zaskakującego. Czy miliony osób rozpaczało z powodu nieobecności Richiego? Pokazała, że Ci co chodzą na ich koncerty to głównie casual fans dla których BJ to tylko JBJ. Nie wiedzą kto pisze piosenki, ważne kto je śpiewa przy białym mikrofonie. Mogliby wstawić obok Jona na scenie 4 statystów i większość widowni by się nie skapowała. Die-hards to mniejszość i właśnie wśród die-hards nastąpił podział mniej więcej na pół, dla kogo Richie jest naprawdę istotny w zespole a dla kogo nie. To mnie, jako die-hard fana zespołu chyba zabolało najbardziej. Ja rozumiem, że odejście Richiego w trakcie trasy mogło wkurzyć (chociaż dobrego momentu na odejście wg mnie nie było i pisałem o tym kiedyś), ale też jestem pewny że do dziś nie znamy prawdziwego powodu odejścia i go pewnie nie poznamy. Najlepszym wg mnie tego dowodem jest to, że Panowie do dziś się ze sobą nie spotkali i nie pogadali. Ponad 1,5 roku! Dziś Jon mówi 'He quit, its no big deal, ale ciężko będzie mu wrócić' a Richie mówi 'nie ma urazy ale nie wiem kiedy wrócę, 30 lat to i tak dużo'. Tak mówią osoby które rozeszły się w całkowitym pokoju? Wg mnie to się nie klei i przekaz podprogowy jest więcej niż wyraźny nawet jak obie strony zaprzeczają. Wystarczyłaby tylko rozmowa oko w oko, pierwszy krok którejś ze stron. Tylko tyle. A jak widać niewykonalne od 1,5 roku więc jest w tym coś więcej niż widzi oko. I nie bronię tu żadnego. Tylko oni wiedzą co się działo za zamkniętymi drzwiami, jak ciężko jest utrzymać ścierające się osobowości przez 30 lat, jak osiągnąć kompromisy muzyczne albo przyjmować ostateczną decyzję jak teraz wiemy jednego lidera. I tylko oni mogą stwierdzić kiedy enough is enough. I wg mnie nikt nie ma prawa ich osądzać a oni nie muszą się z tego tłumaczyć.
Richie na uznanie muzyczne pracował 30 lat i tego mu nikt nie odbierze. I takie też ma cały czas w świecie muzyków. Tylko czemu dla tak wielu fanów miarą sukcesu jest marka zespołu, duża trasa i duża kasa? Tak myślimy ze swojej perspektywy. A tylko oni mogą wiedzieć czy granie na stadionach może się znudzić i czy gra w klubie dla 500 osób nie jest ciekawsza. Czy lepiej dograć tylko to co lider karze za duże pieniądze czy zrobić coś po swojemu za marne pieniądze albo dokładając do interesu? Było nie było Richie ma ok.50 baniek na koncie i już nic nie musi. W dodatku ma ponad 50 lat na koncie i już bliżej do końca życia niż dalej. I też ustala priorytety inaczej niż 20-30 lat temu. Sam wiem, że z wiekiem i bagażem doświadczeń punkt widzenia się mocno zmienia i czasem ostre, zaskakujące zmiany są nieuniknione. Skoro miliony za nim nie tęskniły na ostatniej trasie to może na jego koncerty solo chodzą dokładnie Ci sami, którzy chodzili dla niego na koncerty BJ, a reszta i tak szła dla Jona? Więc z jego punktu widzenia jako artysty jego prawdziwa ilość fanów się nie zmienia. Ale przynajmniej wie że idą posłuchać konkretnie jego.
Nie rozumiem też kompletnie podejścia i udowadniania kto wygra w tej rozłące zespół/Jon czy Richie solo. A w zasadzie, że odchodząc z BJ Richie tylko straci. W jakim sensie? Artystycznym? Komercyjnym? Jeżeli komercyjnym to dla Richiego jest to akurat ostatni punkt programu na którym mu zależy, jak już pisałem. Czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach komu by zależałoby na kasie odchodził by od złotej kury która daje mu miliony za udział? Od strony komercyjnej Jon ma bardzo łatwe zadanie bo ma rozkręconą maszynę, którą firmuje swoją twarzą i nazwiskiem i widownie która w drastycznej większości czeka tylko na niego, reszta składu ani ambitny repertuar nie ma znaczenia. Kasę zarobi zawsze. Ale myślę, że artystycznie robiąc ewentualnie płytę zespołu bez Richiego więcej do zaryzykowania i stracenia ma właśnie Jon. Wg mnie zrobi błąd nagrywając album bez Richiego. Najlepszym rozwiązaniem byłaby płyta solo Jona i ewentualna trasa, która i tak przyniosła by mu wystarczającą kasę, co potwierdzają wyprzedane koncerty Kings of Suburbia w zeszłym roku, przynajmniej w Stanach. Forsowanie kolejnej plyty solowej pod szyldem zespołu przyniesie wizerunkowo Jonowi więcej strat niż korzyści (tak jak zrobił to WAN). Wiemy już jak wygląda trasa bez Richiego ale albumu bez niego nie było. Jon to ambitny gość, i go zawsze za to podziwiałem ale taki eksperyment może przynieść opłakane skutki. A Richie dużo nie ryzykuje solową karierą i ma artystyczną wolność. Czy efekt końcowy się komuś podoba czy nie to kwestia gustu.
Wiele osób mówi że gdyby nie BJ to Richie by nie istniał i nikt by się nim nie interesował, i niech lepiej wraca szybko tam skąd przyszedł. Ale kij ma dwa końce. Tak samo nie byłoby BJ jakie znamy gdyby nie Richie. Już sama historia tylko dwóch największych hitów zespołu które wyniosły ich do kanonu rocka (Prayer i Wanted) i wpływ Richiego na nie to potwierdza, nie mówiąc o reszcie repertuaru, który współtworzył z Jonem. Owszem Jon solo też komponował dla zespołu super kawałki ale nawet w nich wpływ Richiego jest monumentalny. Weźmy 'Dry County', śmiem twierdzić, że większość fanów na pierwsze skojarzenie o tej piosence wymieni kultowe solo Richego, mimo że to piosenka napisana tylko przez Jona. Bez tego solo byłaby to po prostu dobra piosenka. Z nim jest epicka i to jest właśnie ten wpływ Richiego na BJ, tak samo jak BJ na Richiego. I żadna strona nie musi się drugiej kłaniać w pas ani spłacać jakiegoś długu wobec siebie. Obie wyniosły się na szczyty wspólnie.
Osobiście zawsze porównywałem ich do mojego innego ulubionego duetu, ze świata sportu - Michaela Jordana (Jon) i Scottie Pippena (Richie), którzy swoje prime time też mieli w latach 80-90. Razem zdobyli wszystko a odkąd grali osobno, żaden z nich sukcesów już nie odniósł. Ci co śledzili lub znali z grubsza historię MJa i Bullsów, wiedzą jaki wpływ na jego karierę miał Scottie, jego prawa ręka, Consigliere. Nawet MJ, największy koszykarz wszechczasów, doceniał zawsze rolę Scottiego i wie, że bez niego nie zdobyłby szczytów. I mam nadzieję że Jon również zdaje sobie sprawę z prawdziwej wartości Richiego a to co gada czasem w wywiadach to tylko PRowa gra CEO.
Do tematu Richiego podchodzę totalnie bez emocji. Nie mam zamiaru ani nikogo atakować ani przekonywać do swojego zdania. Wiem, że część osób jest urażona, ma żal do Richiego, uważają że zachowuje się nieodpowiedzialnie i jest bardziej po stronie Jona. I to szanuję i też mają swoje racje. Prawda jest pewnie gdzieś pośrodku. To mój pierwszy post od ok. pół roku i po prostu chciałem dodać coś od siebie do dyskusji, próbując jak najwięcej zmieścić w jednym poście (sorry za długi esej), mimo że to temat rzeka. Śledzę forum cały czas z boku i jestem na bieżąco, chociaż się nie udzielam fizycznie. Generalnie uważam że w tym temacie Damned, Kondzik i Prezes wypowiadają się perfekcyjnie i zgadzam się z nimi w 100%.
Podsumowując, ja czekam na solowe płyty obu Panów. Płyta zespołu to tylko płyta z Richiem ale na nią czas przyjdzie może w 2016/2017. I w sumie wierzę, że jeszcze ich razem zobaczymy, jeżeli oboje będą w stanie znaleźć kompromis i stanąć powyżej własnych ego. Łatwo nie będzie ale dla chcącego nic trudnego.
Zacznę może od ostatniego usunięcia wpisu na twiterze. Krótko mówiąc wg mnie nic wielkiego i nic co zmienia diametralnie sytuację. Irytowało mnie to, że przy każdym wywiadzie pytano go czy i kiedy wróci do BJ. Widać to gołym okiem że BJ w tej chwili to ostatnia rzecz o której myśli i sam naprawdę nie wie czy wróci bo nie czuje teraz takiej potrzeby. Ani razu nie odbierałem tego jako wymigiwania się od odpowiedzi a szczerą odpowiedź właśnie. Dlatego też nie oczekuje ani nie wymagam żadnego oficjalnego oświadczenie czy będzie w BJ czy nie, ani od niego ani zespołu. Czy przypadkiem Jon nie powiedział, że zawsze pozostanie gitarzystą BJ? Teraz jest skupiony na solowej płycie z Ori i skąd ma wiedzieć co się zmieni kiedy już minie jej promocja i trasa. Ale co będzie za rok czy 2 nikt nie wie i przez ten czas może się dużo zmienić. Czasem sprawy lubią się niespodziewanie same rozwiązywać to po co forsować jakieś oświadczenia które być może trzeba będzie potem cofać.
Mam wrażenie że ostatnie trasa BJ pokazała coś zaskakującego. Czy miliony osób rozpaczało z powodu nieobecności Richiego? Pokazała, że Ci co chodzą na ich koncerty to głównie casual fans dla których BJ to tylko JBJ. Nie wiedzą kto pisze piosenki, ważne kto je śpiewa przy białym mikrofonie. Mogliby wstawić obok Jona na scenie 4 statystów i większość widowni by się nie skapowała. Die-hards to mniejszość i właśnie wśród die-hards nastąpił podział mniej więcej na pół, dla kogo Richie jest naprawdę istotny w zespole a dla kogo nie. To mnie, jako die-hard fana zespołu chyba zabolało najbardziej. Ja rozumiem, że odejście Richiego w trakcie trasy mogło wkurzyć (chociaż dobrego momentu na odejście wg mnie nie było i pisałem o tym kiedyś), ale też jestem pewny że do dziś nie znamy prawdziwego powodu odejścia i go pewnie nie poznamy. Najlepszym wg mnie tego dowodem jest to, że Panowie do dziś się ze sobą nie spotkali i nie pogadali. Ponad 1,5 roku! Dziś Jon mówi 'He quit, its no big deal, ale ciężko będzie mu wrócić' a Richie mówi 'nie ma urazy ale nie wiem kiedy wrócę, 30 lat to i tak dużo'. Tak mówią osoby które rozeszły się w całkowitym pokoju? Wg mnie to się nie klei i przekaz podprogowy jest więcej niż wyraźny nawet jak obie strony zaprzeczają. Wystarczyłaby tylko rozmowa oko w oko, pierwszy krok którejś ze stron. Tylko tyle. A jak widać niewykonalne od 1,5 roku więc jest w tym coś więcej niż widzi oko. I nie bronię tu żadnego. Tylko oni wiedzą co się działo za zamkniętymi drzwiami, jak ciężko jest utrzymać ścierające się osobowości przez 30 lat, jak osiągnąć kompromisy muzyczne albo przyjmować ostateczną decyzję jak teraz wiemy jednego lidera. I tylko oni mogą stwierdzić kiedy enough is enough. I wg mnie nikt nie ma prawa ich osądzać a oni nie muszą się z tego tłumaczyć.
Richie na uznanie muzyczne pracował 30 lat i tego mu nikt nie odbierze. I takie też ma cały czas w świecie muzyków. Tylko czemu dla tak wielu fanów miarą sukcesu jest marka zespołu, duża trasa i duża kasa? Tak myślimy ze swojej perspektywy. A tylko oni mogą wiedzieć czy granie na stadionach może się znudzić i czy gra w klubie dla 500 osób nie jest ciekawsza. Czy lepiej dograć tylko to co lider karze za duże pieniądze czy zrobić coś po swojemu za marne pieniądze albo dokładając do interesu? Było nie było Richie ma ok.50 baniek na koncie i już nic nie musi. W dodatku ma ponad 50 lat na koncie i już bliżej do końca życia niż dalej. I też ustala priorytety inaczej niż 20-30 lat temu. Sam wiem, że z wiekiem i bagażem doświadczeń punkt widzenia się mocno zmienia i czasem ostre, zaskakujące zmiany są nieuniknione. Skoro miliony za nim nie tęskniły na ostatniej trasie to może na jego koncerty solo chodzą dokładnie Ci sami, którzy chodzili dla niego na koncerty BJ, a reszta i tak szła dla Jona? Więc z jego punktu widzenia jako artysty jego prawdziwa ilość fanów się nie zmienia. Ale przynajmniej wie że idą posłuchać konkretnie jego.
Nie rozumiem też kompletnie podejścia i udowadniania kto wygra w tej rozłące zespół/Jon czy Richie solo. A w zasadzie, że odchodząc z BJ Richie tylko straci. W jakim sensie? Artystycznym? Komercyjnym? Jeżeli komercyjnym to dla Richiego jest to akurat ostatni punkt programu na którym mu zależy, jak już pisałem. Czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach komu by zależałoby na kasie odchodził by od złotej kury która daje mu miliony za udział? Od strony komercyjnej Jon ma bardzo łatwe zadanie bo ma rozkręconą maszynę, którą firmuje swoją twarzą i nazwiskiem i widownie która w drastycznej większości czeka tylko na niego, reszta składu ani ambitny repertuar nie ma znaczenia. Kasę zarobi zawsze. Ale myślę, że artystycznie robiąc ewentualnie płytę zespołu bez Richiego więcej do zaryzykowania i stracenia ma właśnie Jon. Wg mnie zrobi błąd nagrywając album bez Richiego. Najlepszym rozwiązaniem byłaby płyta solo Jona i ewentualna trasa, która i tak przyniosła by mu wystarczającą kasę, co potwierdzają wyprzedane koncerty Kings of Suburbia w zeszłym roku, przynajmniej w Stanach. Forsowanie kolejnej plyty solowej pod szyldem zespołu przyniesie wizerunkowo Jonowi więcej strat niż korzyści (tak jak zrobił to WAN). Wiemy już jak wygląda trasa bez Richiego ale albumu bez niego nie było. Jon to ambitny gość, i go zawsze za to podziwiałem ale taki eksperyment może przynieść opłakane skutki. A Richie dużo nie ryzykuje solową karierą i ma artystyczną wolność. Czy efekt końcowy się komuś podoba czy nie to kwestia gustu.
Wiele osób mówi że gdyby nie BJ to Richie by nie istniał i nikt by się nim nie interesował, i niech lepiej wraca szybko tam skąd przyszedł. Ale kij ma dwa końce. Tak samo nie byłoby BJ jakie znamy gdyby nie Richie. Już sama historia tylko dwóch największych hitów zespołu które wyniosły ich do kanonu rocka (Prayer i Wanted) i wpływ Richiego na nie to potwierdza, nie mówiąc o reszcie repertuaru, który współtworzył z Jonem. Owszem Jon solo też komponował dla zespołu super kawałki ale nawet w nich wpływ Richiego jest monumentalny. Weźmy 'Dry County', śmiem twierdzić, że większość fanów na pierwsze skojarzenie o tej piosence wymieni kultowe solo Richego, mimo że to piosenka napisana tylko przez Jona. Bez tego solo byłaby to po prostu dobra piosenka. Z nim jest epicka i to jest właśnie ten wpływ Richiego na BJ, tak samo jak BJ na Richiego. I żadna strona nie musi się drugiej kłaniać w pas ani spłacać jakiegoś długu wobec siebie. Obie wyniosły się na szczyty wspólnie.
Osobiście zawsze porównywałem ich do mojego innego ulubionego duetu, ze świata sportu - Michaela Jordana (Jon) i Scottie Pippena (Richie), którzy swoje prime time też mieli w latach 80-90. Razem zdobyli wszystko a odkąd grali osobno, żaden z nich sukcesów już nie odniósł. Ci co śledzili lub znali z grubsza historię MJa i Bullsów, wiedzą jaki wpływ na jego karierę miał Scottie, jego prawa ręka, Consigliere. Nawet MJ, największy koszykarz wszechczasów, doceniał zawsze rolę Scottiego i wie, że bez niego nie zdobyłby szczytów. I mam nadzieję że Jon również zdaje sobie sprawę z prawdziwej wartości Richiego a to co gada czasem w wywiadach to tylko PRowa gra CEO.
Do tematu Richiego podchodzę totalnie bez emocji. Nie mam zamiaru ani nikogo atakować ani przekonywać do swojego zdania. Wiem, że część osób jest urażona, ma żal do Richiego, uważają że zachowuje się nieodpowiedzialnie i jest bardziej po stronie Jona. I to szanuję i też mają swoje racje. Prawda jest pewnie gdzieś pośrodku. To mój pierwszy post od ok. pół roku i po prostu chciałem dodać coś od siebie do dyskusji, próbując jak najwięcej zmieścić w jednym poście (sorry za długi esej), mimo że to temat rzeka. Śledzę forum cały czas z boku i jestem na bieżąco, chociaż się nie udzielam fizycznie. Generalnie uważam że w tym temacie Damned, Kondzik i Prezes wypowiadają się perfekcyjnie i zgadzam się z nimi w 100%.
Podsumowując, ja czekam na solowe płyty obu Panów. Płyta zespołu to tylko płyta z Richiem ale na nią czas przyjdzie może w 2016/2017. I w sumie wierzę, że jeszcze ich razem zobaczymy, jeżeli oboje będą w stanie znaleźć kompromis i stanąć powyżej własnych ego. Łatwo nie będzie ale dla chcącego nic trudnego.
:-)
w posta Kuby jeszcze nie zdążyłem się wczytać.
Damned, nie przesadzajmy. Nie jestem zachwycony głosem Jona w ostatnim czasie, ale to nie znaczy, że jest taka tragedia. On po prostu za bardzo go eksploatuje. Przy umiejetnym poprowadzeniu jest jeszcze w stanie znośnie zaśpiewać. Rockowo to nie znaczy drzeć się do mikrofonu tak dobrze jak Steven czy Alice, nie ma szans. Jednak tak jak napisałeś chodzi o ostrzejsze brzmienie. Przecież większy instrumentalizm też mogą wprowadzić. Nie musi śpiewać trudno może głośno i poprawnie. Poza tym umie brzdękać na gitarze pewnie lepiej niż połowa znanych rockowych wokalistów, może wrócić do harmonijki... możliwości rockowych jest mnóstwo. Nie róbmy z niego kaleki. Poza tym on chce śpiewać zbyt poprawnie na koncertach. Kawałki Bon Jovi na żywo brzmią wokalnie podobnie do wersji studyjnych. Niektórzy wokaliści i to młodsi nawet nie umieją się w 50% zbliżyć do swoich wersji studyjnych. Pamiętam oglądałem ten koncert z Cleveland 2013 tam Jon momentami wypada całkiem przyzwoicie.
Poza tym wydaje mi się, że będzie płyta zespołu, bo zbyt często w tym ost. wywiadzie o odejściu Sambory powtarza sentencje o Tico i Davidzie. Mam nadzieję, że to pachnie mi takim przekonywaniem tego redaktora, że Bon Jovi nadal istnieją. Smutno byłoby w taki sposób zamykać zespół, bo akurat jednemu z członków odechciało się grać razem. Bardzo chciałbym, żeby na takim nie eksponowanym żalu powstał jakiś fajny krążek. Może w takim stylu These Days.
Damned, nie przesadzajmy. Nie jestem zachwycony głosem Jona w ostatnim czasie, ale to nie znaczy, że jest taka tragedia. On po prostu za bardzo go eksploatuje. Przy umiejetnym poprowadzeniu jest jeszcze w stanie znośnie zaśpiewać. Rockowo to nie znaczy drzeć się do mikrofonu tak dobrze jak Steven czy Alice, nie ma szans. Jednak tak jak napisałeś chodzi o ostrzejsze brzmienie. Przecież większy instrumentalizm też mogą wprowadzić. Nie musi śpiewać trudno może głośno i poprawnie. Poza tym umie brzdękać na gitarze pewnie lepiej niż połowa znanych rockowych wokalistów, może wrócić do harmonijki... możliwości rockowych jest mnóstwo. Nie róbmy z niego kaleki. Poza tym on chce śpiewać zbyt poprawnie na koncertach. Kawałki Bon Jovi na żywo brzmią wokalnie podobnie do wersji studyjnych. Niektórzy wokaliści i to młodsi nawet nie umieją się w 50% zbliżyć do swoich wersji studyjnych. Pamiętam oglądałem ten koncert z Cleveland 2013 tam Jon momentami wypada całkiem przyzwoicie.
Poza tym wydaje mi się, że będzie płyta zespołu, bo zbyt często w tym ost. wywiadzie o odejściu Sambory powtarza sentencje o Tico i Davidzie. Mam nadzieję, że to pachnie mi takim przekonywaniem tego redaktora, że Bon Jovi nadal istnieją. Smutno byłoby w taki sposób zamykać zespół, bo akurat jednemu z członków odechciało się grać razem. Bardzo chciałbym, żeby na takim nie eksponowanym żalu powstał jakiś fajny krążek. Może w takim stylu These Days.
...and just only rock...
Zgadzam się z Damnedem, że Jon już wokalnie nie daje rady, pamiętam Always z Gdańska, na koncercie spoko, ale z YT już ciężko się tego słucha.
Kuba napisał bardzo zacną wypowiedź, tak wyczerpującą, że nie ma co komentować.
TheRock, marzę o powrocie harmonijki i stylu These Days, ale Jon jest 20 lat starszy i raczej nie wejdzie już, niestety, do tej samej rzeki.
Kuba napisał bardzo zacną wypowiedź, tak wyczerpującą, że nie ma co komentować.
TheRock, marzę o powrocie harmonijki i stylu These Days, ale Jon jest 20 lat starszy i raczej nie wejdzie już, niestety, do tej samej rzeki.
Why so serious?
Pozwoliłem sobie przytoczyć takie fragmenty tekstu Kuby.
"Tylko oni wiedzą co się działo za zamkniętymi drzwiami, jak ciężko jest utrzymać ścierające się osobowości przez 30 lat, jak osiągnąć kompromisy muzyczne albo przyjmować ostateczną decyzję jak teraz wiemy jednego lidera. I tylko oni mogą stwierdzić kiedy enough is enough. I wg mnie nikt nie ma prawa ich osądzać a oni nie muszą się z tego tłumaczyć.
(...)
Skoro miliony za nim nie tęskniły na ostatniej trasie to może na jego koncerty solo chodzą dokładnie Ci sami, którzy chodzili dla niego na koncerty BJ, a reszta i tak szła dla Jona? Więc z jego punktu widzenia jako artysty jego prawdziwa ilość fanów się nie zmienia. Ale przynajmniej wie że idą posłuchać konkretnie jego.
(...)
Od strony komercyjnej Jon ma bardzo łatwe zadanie bo ma rozkręconą maszynę, którą firmuje swoją twarzą i nazwiskiem i widownie która w drastycznej większości czeka tylko na niego, reszta składu ani ambitny repertuar nie ma znaczenia. Kasę zarobi zawsze. Ale myślę, że artystycznie robiąc ewentualnie płytę zespołu bez Richiego więcej do zaryzykowania i stracenia ma właśnie Jon. Wg mnie zrobi błąd nagrywając album bez Richiego. Najlepszym rozwiązaniem byłaby płyta solo Jona i ewentualna trasa, która i tak przyniosła by mu wystarczającą kasę, co potwierdzają wyprzedane koncerty Kings of Suburbia w zeszłym roku, przynajmniej w Stanach
(...)
Nawet MJ, największy koszykarz wszechczasów, doceniał zawsze rolę Scottiego i wie, że bez niego nie zdobyłby szczytów. I mam nadzieję że Jon również zdaje sobie sprawę z prawdziwej wartości Richiego a to co gada czasem w wywiadach to tylko PRowa gra CEO. "
Takie moje streszczenie
Te słowa zdecydowanie popieram i przytakiwałem przy nich najbardziej.
Cieszę się, że ktoś ma jeszcze takie spojrzenie na tą sprawę.
Pozdrawiam serdecznie
[ Dodano: 2015-01-04, 17:39 ]
Czasem zastanawiam się czy Jon robi tak wszystko dla fanów, żeby jak najwięcej i jak najdłużej czy dla pieniędzy a może pokazania "wciąż mogę".
Zakładam pozytywnie to pierwsze, ale uważam że ostatnie lata przeforsował i siebie i zespół.
Moje zdanie.
"Tylko oni wiedzą co się działo za zamkniętymi drzwiami, jak ciężko jest utrzymać ścierające się osobowości przez 30 lat, jak osiągnąć kompromisy muzyczne albo przyjmować ostateczną decyzję jak teraz wiemy jednego lidera. I tylko oni mogą stwierdzić kiedy enough is enough. I wg mnie nikt nie ma prawa ich osądzać a oni nie muszą się z tego tłumaczyć.
(...)
Skoro miliony za nim nie tęskniły na ostatniej trasie to może na jego koncerty solo chodzą dokładnie Ci sami, którzy chodzili dla niego na koncerty BJ, a reszta i tak szła dla Jona? Więc z jego punktu widzenia jako artysty jego prawdziwa ilość fanów się nie zmienia. Ale przynajmniej wie że idą posłuchać konkretnie jego.
(...)
Od strony komercyjnej Jon ma bardzo łatwe zadanie bo ma rozkręconą maszynę, którą firmuje swoją twarzą i nazwiskiem i widownie która w drastycznej większości czeka tylko na niego, reszta składu ani ambitny repertuar nie ma znaczenia. Kasę zarobi zawsze. Ale myślę, że artystycznie robiąc ewentualnie płytę zespołu bez Richiego więcej do zaryzykowania i stracenia ma właśnie Jon. Wg mnie zrobi błąd nagrywając album bez Richiego. Najlepszym rozwiązaniem byłaby płyta solo Jona i ewentualna trasa, która i tak przyniosła by mu wystarczającą kasę, co potwierdzają wyprzedane koncerty Kings of Suburbia w zeszłym roku, przynajmniej w Stanach
(...)
Nawet MJ, największy koszykarz wszechczasów, doceniał zawsze rolę Scottiego i wie, że bez niego nie zdobyłby szczytów. I mam nadzieję że Jon również zdaje sobie sprawę z prawdziwej wartości Richiego a to co gada czasem w wywiadach to tylko PRowa gra CEO. "
Takie moje streszczenie
Te słowa zdecydowanie popieram i przytakiwałem przy nich najbardziej.
Cieszę się, że ktoś ma jeszcze takie spojrzenie na tą sprawę.
Pozdrawiam serdecznie
[ Dodano: 2015-01-04, 17:39 ]
Dokładnie. Albo grać krócej, chociaż to wiadomo dla fanów przykra sprawa.TheRock pisze:Wcale nie musza grać tysiąc koncertów na jednej trasie wtedy Jasiek spokojnie da radę.
Czasem zastanawiam się czy Jon robi tak wszystko dla fanów, żeby jak najwięcej i jak najdłużej czy dla pieniędzy a może pokazania "wciąż mogę".
Zakładam pozytywnie to pierwsze, ale uważam że ostatnie lata przeforsował i siebie i zespół.
Moje zdanie.
- Damned
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 4971
- Rejestracja: 7 listopada 2012, o 03:16
- Ulubiona płyta: These Days
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Na początku BWC Tour JBJ brzmiał naprawdę bardzo dobrze, ale nie ma co sobie mydlić oczu - od pewnego momentu, aż do teraz jest po prostu źle. Wydaje mi się, że kluczowym momentem, w którym nadeszło załamanie wokalu Jona był 14 maja 2013. Data pierwszego w historii koncertu w Bułgarii, skróconego dosyć brutalnie z powodu enigmatycznych problemów z alergią, w wyniku których JBJ nie mógł śpiewać. Od tamtej pory nie było najlepiej, a patrząc kilka miesięcy w przód (na trasę w Ameryce Południowej) można stwierdzić, że było wręcz co raz gorzej:TheRock pisze:(...)Pamiętam oglądałem ten koncert z Cleveland 2013 tam Jon momentami wypada całkiem przyzwoicie.
Bon Jovi - Always (Rock in Rio 2013)
Powyższe nagranie bez instrumentów, zarejestrowane wprost z mikrofonu JBJ bardzo mnie zmartwiło, gdy pierwszy raz je usłyszałem. Przecież jeszcze 3 miesiące wcześniej w Gdańsku brzmiało to znacznie lepiej (również na amatorskich nagraniach). Tutaj słychać już fatalną dyspozycję, którą można by określić jako smutny pastisz epickich wykonań Always sprzed paru lat.
Cóż, w obecnej sytuacji przydałby nam się jakiś dobry foniatra, który stwierdziłby czy wokal JBJ jest jeszcze do uratowania. Sam wierzyłem w to mocno jeszcze rok temu, ale po 12-stu miesiącach wyraźnej poprawy nie widać i to nie jest dobry znak... Ale jako wierny fan, wciąż wierzę. W końcu medycyna czasem potrafi zdziałać cuda
Oczywiście nie miałbym nic przeciwko. Myślę że o nagranie niewymagających wokalnie utworów typu Letting You Go, Diamond Ring czy Bitter Wine mógłby się jeszcze spokojnie pokusić... ale o hard-rockowym graniu raczej bym na razie zapomniałTheRock pisze:Bardzo chciałbym, żeby na takim nie eksponowanym żalu powstał jakiś fajny krążek. Może w takim stylu These Days.
PS. sorry za offtop, bo nieco zboczyliśmy z głównego wątku
HUAHUHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA OOOOOŁŁŁYYYYEEEEEIIIII HAHAHAHAHAHAHAHAHAHADamned pisze:Bon Jovi - Always (Rock in Rio 2013)
Aerosmith chyba poszło właśnie tą drogą. Wprawdzie tutaj wiek robi jeszcze więcej, ale czasem po prostu nie ma wyjścia. Forma wokalna Jona jest tragikomiczna, to nie nowość. To nie usprawiedliwia jednak jego obecnej twórczości, pop da się dobrze zrobić i jeśli Jon zacząłby pisać takie kawałki, jak wymienione wyżej ballady z These Days, nie tylko by się odnalazł wokalnie, ale i trzymałby wysoki poziom twórczości.KondZik pisze:Albo grać krócej, chociaż to wiadomo dla fanów przykra sprawa.
Richie ma ten sam problem, tylko tutaj na przeszkodzie stoi barwa głosu. Sambora jak dla mnie nie ma rockowego wokalu. Mimo to potrafił to pogodzić.
Problem polega na tym, że w zaistniałej sytuacji, Richie musi dbać o fanów, bo tylko oni mu zostali. Jon może spuścić się na mikrofon i z tym materiałem wydać płytę, po czym ruszyć w trasę i śpiewać byle jak, a hajs i tak się będzie zgadzał.
[ Dodano: 2015-01-04, 23:50 ]
Jeszcze refleksja po obejrzeniu koncertu z MetLife Stadium - Bon Jovi z Philem przejdzie, ale na litość boską, zabierzcie mi tego Bobby'ego ze sceny.
- Agata BJ
- Administrator
-
Have A Nice Day
- Posty: 4227
- Rejestracja: 16 września 2005, o 18:51
- Ulubiona płyta: These Days
- Lokalizacja: Lublin / Edynburg
- Kontakt:
Poważnie? Ja mam poczucie, że już niewiele mu ich zostało. A z czasem będzie jeszcze mniej, jeśli dalej będzie podejmował dziwne i nikomu niezrozumiałe działania. Ja na jego miejscu na fanów bym raczej nie liczyła.. A jego "dbanie o fanów" nie ujawniało się już od co najmniej półtora roku.EVENo pisze:Problem polega na tym, że w zaistniałej sytuacji, Richie musi dbać o fanów, bo tylko oni mu zostali.
Przez to nazwałem to problemem. Jon może być komercyjną świnią, pieprzonym celebrytą, a i tak pozostaje bardziej ludzki. Trzymam za niego kciuki bardziej, niż za Richiego, bo to on jest odpowiedzialny za to, aby przywrócić dobre imię Bon Jovi.
JON JEST ODPOWIEDZIALNY ZA DOBRE IMIĘ BON JOVI CO JA WŁAŚNIE NAPISAŁEM
Brak Richiego w składzie zespołu jest problemem tylko i wyłącznie Sambory. Głupio to rozegrał, ale fajne rzeczy z tego mogą powstać. Jon napisze dobrą płytę. Czuję to.
JON JEST ODPOWIEDZIALNY ZA DOBRE IMIĘ BON JOVI CO JA WŁAŚNIE NAPISAŁEM
Brak Richiego w składzie zespołu jest problemem tylko i wyłącznie Sambory. Głupio to rozegrał, ale fajne rzeczy z tego mogą powstać. Jon napisze dobrą płytę. Czuję to.
Co do wokalu który Damned podrzucił. Brzmi to jak brzmi, wielu nigdy w tym wieku takich rzeczy by nie zaśpiewało bo większość by się też nie podjęła.
Czasem zaśpiewać Always, jako bonus kiedy czuje że da radę. Ale nie co 2 dzień po 2 lub 3 godzinach wokalu. Albo chce udowodnić coś samemu sobie albo jest takim pracoholikiem i chce dla fanów wyciągnąć z siebie maxa. Wierzę w to bo to na prawdę frontman i gość których dziś już "nie produkują".
Piszesz to samo od ... jakieś żale, które są coraz mniej do zrozumienia.
Gość ma własne życie, własną karierę, nazwisko, to nie jest murzyn Jona. Jeśli tego nie rozumiesz to pisz tylko w tematach o Jonie. Richie odszedł z trasy i ku*** na niego wiele razy i nadal uważam że zachowuje się czasami jak stary narkoman/alkoholik. Nie było go w Gdańsku i ciągle mnie to boli ale nie róbmy z niego niewolnika Jona.
Wkurza mnie jak ktoś myśli że BJ to Jon i robole, oni grają to co on napisał i mają robić co im każe. Jon zebrał świetnych muzyków i nie umniejszam Tico czy Dave'owi ale nie oszukujmy się bez Sambory ten zespół nie miałby takiego brzmienia i takich kawałków.
Jak kogoś zadowala Jonuś na majku i dwóch gitarzystów (niech to będą slash czy Perry czy Bóg wie kto) to gówno wie o BJ i dobranoc.
Czasem zaśpiewać Always, jako bonus kiedy czuje że da radę. Ale nie co 2 dzień po 2 lub 3 godzinach wokalu. Albo chce udowodnić coś samemu sobie albo jest takim pracoholikiem i chce dla fanów wyciągnąć z siebie maxa. Wierzę w to bo to na prawdę frontman i gość których dziś już "nie produkują".
Zawsze staram się zrozumieć każdego punkt widzenia ale...Agata BJ pisze:Poważnie? Ja mam poczucie, że już niewiele mu ich zostało. A z czasem będzie jeszcze mniej, jeśli dalej będzie podejmował dziwne i nikomu niezrozumiałe działania. Ja na jego miejscu na fanów bym raczej nie liczyła.. A jego "dbanie o fanów" nie ujawniało się już od co najmniej półtora roku.EVENo pisze:Problem polega na tym, że w zaistniałej sytuacji, Richie musi dbać o fanów, bo tylko oni mu zostali.
Piszesz to samo od ... jakieś żale, które są coraz mniej do zrozumienia.
Gość ma własne życie, własną karierę, nazwisko, to nie jest murzyn Jona. Jeśli tego nie rozumiesz to pisz tylko w tematach o Jonie. Richie odszedł z trasy i ku*** na niego wiele razy i nadal uważam że zachowuje się czasami jak stary narkoman/alkoholik. Nie było go w Gdańsku i ciągle mnie to boli ale nie róbmy z niego niewolnika Jona.
Wkurza mnie jak ktoś myśli że BJ to Jon i robole, oni grają to co on napisał i mają robić co im każe. Jon zebrał świetnych muzyków i nie umniejszam Tico czy Dave'owi ale nie oszukujmy się bez Sambory ten zespół nie miałby takiego brzmienia i takich kawałków.
Jak kogoś zadowala Jonuś na majku i dwóch gitarzystów (niech to będą slash czy Perry czy Bóg wie kto) to gówno wie o BJ i dobranoc.
- Agata BJ
- Administrator
-
Have A Nice Day
- Posty: 4227
- Rejestracja: 16 września 2005, o 18:51
- Ulubiona płyta: These Days
- Lokalizacja: Lublin / Edynburg
- Kontakt:
Widocznie nie rozumiesz mojego punktu widzenia, a wiele na to wskazuje bo wszystko co napisałeś dotyczy być może kogoś, ale z pewnością nie mnie..KondZik pisze:Zawsze staram się zrozumieć każdego punkt widzenia ale...Agata BJ pisze:Poważnie? Ja mam poczucie, że już niewiele mu ich zostało. A z czasem będzie jeszcze mniej, jeśli dalej będzie podejmował dziwne i nikomu niezrozumiałe działania. Ja na jego miejscu na fanów bym raczej nie liczyła.. A jego "dbanie o fanów" nie ujawniało się już od co najmniej półtora roku.EVENo pisze:Problem polega na tym, że w zaistniałej sytuacji, Richie musi dbać o fanów, bo tylko oni mu zostali.
Piszesz to samo od ... jakieś żale, które są coraz mniej do zrozumienia.
Gość ma własne życie, własną karierę, nazwisko, to nie jest murzyn Jona. Jeśli tego nie rozumiesz to pisz tylko w tematach o Jonie. Richie odszedł z trasy i ku*** na niego wiele razy i nadal uważam że zachowuje się czasami jak stary narkoman/alkoholik. Nie było go w Gdańsku i ciągle mnie to boli ale nie róbmy z niego niewolnika Jona.
Wkurza mnie jak ktoś myśli że BJ to Jon i robole, oni grają to co on napisał i mają robić co im każe. Jon zebrał świetnych muzyków i nie umniejszam Tico czy Dave'owi ale nie oszukujmy się bez Sambory ten zespół nie miałby takiego brzmienia i takich kawałków.
Jak kogoś zadowala Jonuś na majku i dwóch gitarzystów (niech to będą slash czy Perry czy Bóg wie kto) to gówno wie o BJ i dobranoc.
Nigdy w życiu nie wychwalałam Jona w niebiosa i nie mówiłam, że jest czysty jak łza. Nigdy nie interesowały mnie podziały na obozy pod tytułem "kocham Dżona" lub "kocham Ricziego". Jeśli tak mnie odebrałeś to bardzo nieuważnie czytasz moje posty. I tak, mam żale, jak wielu innych fanów. I mam prawo je uzewnętrzniać tak samo, jak każdy inny użytkownik wyrażający tu swoją opinię. Tyle razy, ile uznam, że jest to warte wspomnienia.
Skąd słowa o Richiem będącym niewolnikiem i "murzynem" Jona? Ja coś takiego sugerowałam? Chyba pomyliłeś adres.. Bon Jovi to "Jon i robole"? Na pewno nie w mojej opinii, a jeśli gdziekolwiek tak napisałam to proszę o konkretny cytat.
Mnie natomiast wkurza jak ktoś koloryzuje cudze wypowiedzi, dodaje do nich coś od siebie i tworzy zupełnie odrębną wersję. Przykładaj większą uwagę do dokładnego czytania cudzych opinii zanim wygłosisz o tej osobie referat
Z tym się zgadzam. To jest z grubsza również moja opiniaEVENo pisze:Brak Richiego w składzie zespołu jest problemem tylko i wyłącznie Sambory. Głupio to rozegrał, ale fajne rzeczy z tego mogą powstać.
Z racji tego, że mam mało czasu i jestem zabiegany piszę bardzo chaotycznie.Agata BJ pisze:Widocznie nie rozumiesz mojego punktu widzenia, a wiele na to wskazuje bo wszystko co napisałeś dotyczy być może kogoś, ale z pewnością nie mnie..KondZik pisze:Zawsze staram się zrozumieć każdego punkt widzenia ale...Agata BJ pisze: Poważnie? Ja mam poczucie, że już niewiele mu ich zostało. A z czasem będzie jeszcze mniej, jeśli dalej będzie podejmował dziwne i nikomu niezrozumiałe działania. Ja na jego miejscu na fanów bym raczej nie liczyła.. A jego "dbanie o fanów" nie ujawniało się już od co najmniej półtora roku.
Piszesz to samo od ... jakieś żale, które są coraz mniej do zrozumienia.
Gość ma własne życie, własną karierę, nazwisko, to nie jest murzyn Jona. Jeśli tego nie rozumiesz to pisz tylko w tematach o Jonie. Richie odszedł z trasy i ku*** na niego wiele razy i nadal uważam że zachowuje się czasami jak stary narkoman/alkoholik. Nie było go w Gdańsku i ciągle mnie to boli ale nie róbmy z niego niewolnika Jona.
Wkurza mnie jak ktoś myśli że BJ to Jon i robole, oni grają to co on napisał i mają robić co im każe. Jon zebrał świetnych muzyków i nie umniejszam Tico czy Dave'owi ale nie oszukujmy się bez Sambory ten zespół nie miałby takiego brzmienia i takich kawałków.
Jak kogoś zadowala Jonuś na majku i dwóch gitarzystów (niech to będą slash czy Perry czy Bóg wie kto) to gówno wie o BJ i dobranoc.
Nigdy w życiu nie wychwalałam Jona w niebiosa i nie mówiłam, że jest czysty jak łza. Nigdy nie interesowały mnie podziały na obozy pod tytułem "kocham Dżona" lub "kocham Ricziego". Jeśli tak mnie odebrałeś to bardzo nieuważnie czytasz moje posty. I tak, mam żale, jak wielu innych fanów. I mam prawo je uzewnętrzniać tak samo, jak każdy inny użytkownik wyrażający tu swoją opinię. Tyle razy, ile uznam, że jest to warte wspomnienia.
Skąd słowa o Richiem będącym niewolnikiem i "murzynem" Jona? Ja coś takiego sugerowałam? Chyba pomyliłeś adres.. Bon Jovi to "Jon i robole"? Na pewno nie w mojej opinii, a jeśli gdziekolwiek tak napisałam to proszę o konkretny cytat.
Mnie natomiast wkurza jak ktoś koloryzuje cudze wypowiedzi, dodaje do nich coś od siebie i tworzy zupełnie odrębną wersję. Przykładaj większą uwagę do dokładnego czytania cudzych opinii zanim wygłosisz o tej osobie referat
Z tym się zgadzam. To jest z grubsza również moja opiniaEVENo pisze:Brak Richiego w składzie zespołu jest problemem tylko i wyłącznie Sambory. Głupio to rozegrał, ale fajne rzeczy z tego mogą powstać.Może kiedyś złość za to "głupie rozegranie" minie, a wtedy z ogromną przyjemnością sięgnę po jego ewentualne, nowe dokonania.
Za to przepraszam. Wyszło że cały post jest do Ciebie. A do Ciebie jest tylko początek reszta to tak ogólnie.
Nie stosuję akapitów, stąd taki "bigos".
- Adrian
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 4413
- Rejestracja: 17 września 2005, o 17:02
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Przeczytałem wszystkie ostatnie posty i generalnie w każdej opinii odnajduje coś z czym się zgadzam.
Aby zobrazować moje podejście przedstawie warianty które uważam za najlepsze/najgorsze:
1) Najlepszy:
Jon i Richie nagrywają albumy solowe w których starają się udowodnić, że solo dają rade. Przykładają się do nich każdy na swój sposób i dostajemy 2 naprawdę dobre i zupełnie inne albumy.
Po promocji albumów Jon i Richie siadają do rozmów, piją winko, wylewają wszelkie żale i ustalają nowe zasady współpracy. Najlepiej przy udziale dobrego psychologa.
Z nową energią i pasją nagrywają kolejny dobry album jak to było (w mojej opinii) w przypadku KTF/Crush
2) Zły, ale ciekawy
Oboje wydają solowe albumy w których dają z siebie wszystko.
Nie mogą dojść do porozumienia w sprawie zespołu dlatego Jon zbiera utalentowanych gitarzystów i nagrywa album BJ and Friends z udziałem B.Maya, C.Santany, Slasha i innych legend.
3) Zły
Richie wydaje album solowy, a Jon wydaje album Bon Jovi bez Richiego z Bobbiem i innymi mało znanymi muzykami album.
4) Najgorszy
Orianthi kłóci się z Richiem i odchodzi od niego. Album Richiego ląduje w koszu.
Jon wydaje słaby album ze słabymi muzykami pod szyldem BJ.
Swoją drogą nie sadzicie, że album Richiego z Orianthi cały czas wisi na włosku? Wystarczy typowy dla Richiego głupi występek który zniszczył mu np. związek z Heather i album nie wyjdzie.A do tego mamy tą blondynę co się kłóci przez Twittera z Orianthi a Richie nie urywa z nią kontaktu. Im dłużej trwa nagrywanie tego albumu tym zwiększa się prawdopodobieństwo, że Richiemu się znudzi Ori lub blondyna coś nawywija.
A co do postu Kuby. To zgadzam się z większością. Oboje mają swoje życie, a Richie nie jest własnością Jona.
Mnie jedynie irytuje fakt, że całą sprawę może rozwiązać 1 spotkanie i dogadanie się w sprawie tego, że do tematu Bon Jovi wracamy za rok czy dwa. A dopóki tego nie ma to mamy wbijanie szpilek w wywiadach - "W sumie to mam BJ w d***e" albo "Nie wiem jak Richie odkupi swoją hańbę w stosunku do Davida i Tico" itp.
Dorośli ludzie, kupa kasy na koncie, kupa mądrych ludzi wokoło (L.Cox) a oni jak w piaskownicy... chyba, że to uzgodniony przed Europejską trasą BWCan chwyt marketingowy, aby o BJ było głośno.
BWCan bez Richiego okazała się największa trasą w historii Bon Jovi (a 15 ogólnie w historii muzyki). - Jon na pewno jest zadowolony
Richie występuje na festiwalach, jest frontmanem, to on może teraz dyrygować innymi - Richie zadowolony
Fajnie by było zobaczyc ich zadowolonych robiących razem coś dla Bon Jovi.
Aby zobrazować moje podejście przedstawie warianty które uważam za najlepsze/najgorsze:
1) Najlepszy:
Jon i Richie nagrywają albumy solowe w których starają się udowodnić, że solo dają rade. Przykładają się do nich każdy na swój sposób i dostajemy 2 naprawdę dobre i zupełnie inne albumy.
Po promocji albumów Jon i Richie siadają do rozmów, piją winko, wylewają wszelkie żale i ustalają nowe zasady współpracy. Najlepiej przy udziale dobrego psychologa.
Z nową energią i pasją nagrywają kolejny dobry album jak to było (w mojej opinii) w przypadku KTF/Crush
2) Zły, ale ciekawy
Oboje wydają solowe albumy w których dają z siebie wszystko.
Nie mogą dojść do porozumienia w sprawie zespołu dlatego Jon zbiera utalentowanych gitarzystów i nagrywa album BJ and Friends z udziałem B.Maya, C.Santany, Slasha i innych legend.
3) Zły
Richie wydaje album solowy, a Jon wydaje album Bon Jovi bez Richiego z Bobbiem i innymi mało znanymi muzykami album.
4) Najgorszy
Orianthi kłóci się z Richiem i odchodzi od niego. Album Richiego ląduje w koszu.
Jon wydaje słaby album ze słabymi muzykami pod szyldem BJ.
Swoją drogą nie sadzicie, że album Richiego z Orianthi cały czas wisi na włosku? Wystarczy typowy dla Richiego głupi występek który zniszczył mu np. związek z Heather i album nie wyjdzie.A do tego mamy tą blondynę co się kłóci przez Twittera z Orianthi a Richie nie urywa z nią kontaktu. Im dłużej trwa nagrywanie tego albumu tym zwiększa się prawdopodobieństwo, że Richiemu się znudzi Ori lub blondyna coś nawywija.
A co do postu Kuby. To zgadzam się z większością. Oboje mają swoje życie, a Richie nie jest własnością Jona.
Mnie jedynie irytuje fakt, że całą sprawę może rozwiązać 1 spotkanie i dogadanie się w sprawie tego, że do tematu Bon Jovi wracamy za rok czy dwa. A dopóki tego nie ma to mamy wbijanie szpilek w wywiadach - "W sumie to mam BJ w d***e" albo "Nie wiem jak Richie odkupi swoją hańbę w stosunku do Davida i Tico" itp.
Dorośli ludzie, kupa kasy na koncie, kupa mądrych ludzi wokoło (L.Cox) a oni jak w piaskownicy... chyba, że to uzgodniony przed Europejską trasą BWCan chwyt marketingowy, aby o BJ było głośno.
BWCan bez Richiego okazała się największa trasą w historii Bon Jovi (a 15 ogólnie w historii muzyki). - Jon na pewno jest zadowolony
Richie występuje na festiwalach, jest frontmanem, to on może teraz dyrygować innymi - Richie zadowolony
Fajnie by było zobaczyc ich zadowolonych robiących razem coś dla Bon Jovi.
01.Stuttgart 2006
02.Lipsk 2008
03.Drezno 2011
04.GDAŃSK 2013!!
05.WARSZAWA 2019!!
Please Wait.....Loading....
02.Lipsk 2008
03.Drezno 2011
04.GDAŃSK 2013!!
05.WARSZAWA 2019!!
Please Wait.....Loading....