Nie lubię tematów wychwalających JAKIEGOKOLWIEK członka zespołu, bo istnieją na forum dwa obozy uwielbienia, a o jakich mowa, każdy oczytany wie. Wyraziłam tylko swoje zdanie, bo jestem na Richiego strasznie oburzona, jak niejeden forumowicz tutaj się wypowiadający. Zawsze miałam go za faceta odpowiedzialnego, pomimo jego jazd z używkami, bo przecież nie znęcał się nad rodziną, nie łamał na koncertach gitar, a jego nagła rezygnacja z trasy wywołała u mnie niemały szok i żyłam nadzieją do samego końca (czyt. Gdańska), że jednak wstąpi ponownie w szeregi zespołu. Może moja złość na niego byłaby mniejsza, gdyby koncert w Polsce po raz n-ty się nie odbywał, a ja odpuściłabym sobie? Nie wiem. Wiem tylko, że bardzo chciałam być na trasie The Circle, ale zabrakło mi osoby, z którą mogłabym jechać do Niemiec, więc od zakończenia poprzedniego touru postanowiłam, że cokolwiek by się działo, to zobaczę ten zespół następnym razem. Tak, zespół - braci, a nie trójkę wspaniałych z dobieranym basistą i gitarzystą.
Teraz trasa się skończyła, Richie wróciłby na święta, do swojej córuni, jak Jon do swojej czwórki i Tico z Davidem do swoich pociech. Nie poważam go za to, że tak późno mu się przypomniało, że ma dziecko. Ma też fanów.
Bardzo bym chciała, żeby sytuacja w zespole wróciła do normy, a wtedy może i mój "foch" na Richiego też przejdzie. Jak to ktoś w tym wątku napisał mniej więcej: gdyby Jon wywinął takiego orła, też bym miał mu to za złe.
Ja również. Nie faworyzuję tu żadnego z panów. Oceniam po zachowaniu.
Odkąd Richard odwalił taką manianę, książka pt. "Kiedy byliśmy piękni" to istna mitologia i baśnie Andersena
I nie wybuchłam wściekłością, pisałam to, co myślę i nie szukałam żadnych zdrobniałych zamienników, chociażby słowa du*a .
