Cała ta afera z Burning Bridges i odejściem z wytwórni, wskazuje że JBJ chciał być w pełni niezależny. Z czasem tłumaczył, że musi zostać w Island bo "jest od nich uzależniony". Jeżeli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Najprawdopodobniej Island gwarantuje mu warunki, których sam nie byłby w stanie sobie stworzyć. Coś na pewno wynegocjował, skoro wydaje płytę pod swoim małym szyldem, ale jak to się odbije na nas, jeszcze do końca nie wiadomo.Dand pisze:Damned jeśli masz rację to ten krytykowany ruch o powrocie do Mercury jest bardziej pozorny niż rzeczywisty. Dziwią jednak te koszulki JBJ reklamujące stara/nową wytwórnie w sytuacji gdy jej rola miałaby być jednak zmarginalizowana jeśli chodzi o nagrywanie i promocję. Te dwie rzeczy są w sumie najważniejsze bo o ile bez dystrybucji nikt płyty by nie dostał o tyle kwestia muzyczna i promocja to coś co bolało Jona najbardziej. W sumie lepiej by jednak ktoś czuwał nad JBJ w kwestii wyboru singli bo facet sie na tym nie zna kompletnie ;p
Jedyna dobra zmiana to fakt, że nowy album studyjny będzie pierwszym wydanym na winylu od 1995 roku. Druga, zła, że dopuścili amatorów do dbania o graficzną promocję w mediach społecznościowych. Poniżej jeden z przykładów (za takie rzeczy ktoś by nieźle oberwał na studiach w ASP):

Duże zespoły, o które w 100% dba duża wytwórnia nie mają takich wizualnych wpadek. Fakt, że JBJ tego nie widzi świadczy o tym, że nie ma wokół siebie doradców. Na moje oko jest to "dzieło" Anthonyego... czyli szybka, darmowa robota jego starszego brata, który nie od wczoraj ma ciągoty twórcze
ROCKSTAR pisze:Moge sie podpisac tylko pod ta wypowiedzia Pana Prezesa. To byly inne czasy, inna muzyka w radio, inny pop, inny mainstream. KTF od pierwszego odsluchania jakos naturalnie przyswoilem w swoim sercu- to bylo wciaz moje BJ, to byl wciaz ten czynnik x. Cos, co sprawialo, ze czlowiek naprawde czasami lecial do chmur pod reke z muzyka BJ ( uff- alez to zabrzmialo patetycznie). Ja pamietam, ze styl gry Tico w KTF- to bylo cos, co rzucilo mi sie w uszy, moze to tylko taki "szok"m jaki pamietam- ale to wciaz w temacie pozytywnego znaczenia tego slowaprezes1 pisze:Jak się jest gówniarzem w podstawówce to się inaczej patrzy na wszystko. I łyka się wszystko co ukochany zespół nagrywa.Damned pisze:
Mam pytanie do starszej gwardii, czyli osób które pamiętają czasy "New Jersey".
Jeżeli się mylę, to mnie poprawcie, ale podejrzewam, że w 1992 roku oczekiwaliście kontynuacji grania znanego z albumu "New Jersey" czy "Slippery When Wet", tymczasem pojawił się zupełnie inny, nowoczesny utwór "Keep the Faith". Co było dla Was większym szokiem? Pierwszy singiel z 1992 roku, czy najnowszy utwór "Knockout"? Nie pytam o to, który utwór jest ambitniejszy, lepszy, bo to chyba oczywiste. Pytam o to, który utwór wywołał większy szok.![]()
Ja nic nie oczekiwałem. Miałem po drodze Blaze of Glory które uwielbiałem. KTF było dla mnie bombowe!
Największy wstyd i zażenowanie to BWC. Nic tego nie przebije.
Aha i ogromnym szokiem było Midnight in Chelsea i te cholerne sialalala...Trzeba było wszystkim tłumaczyć że to Jon solo. Teraz już tej wymówki nie mamy...
Dzięki za odpowiedzi. Nurtowało mnie to pytanie, bo pamiętam wypowiedzi bodajże Jarka z USA (swoją drogą dawno go tu nie było), który opowiadał, że fani zawsze, nawet w latach '90 krytykowali nowe utwory BJ odwołując się do "lepszej" przeszłości i często dopiero po dłuższym czasie doceniali to czego na początku nie mogli znieść. Sam miałem podobnie z albumem "Lost Highway".Bon Jovi pisze:Ja sam mam wśród moich znajomych którzy po wydaniu albumu Keep The Faith odwrócili się od Bon Jovi i według nich ten album był gwoździem do trumny. Z TD jednemu się tylko podoba Hey God, z singla promującego Crusha utwór Ordinary People i z Bounca utwor Hook Me Up.
"Knockout" to coś tak odmiennego od tradycyjnej muzyki rockowej, że niedowierzanie i szok jest naturalną reakcją... Mam jednak wrażenie, że jeżeli utwór zostanie singlem, to odniesie znacznie większy sukces niż THINFS... bo bardziej trafia w czasy, w których został nagrany. A przecież o sukces chodzi w zespole Bon Jovi. Gdyby było inaczej, to grali by dzisiaj po nowojorskich klubach... a forum "Always" prawdopodobnie nigdy by nie powstało...