Bon Jovi vs. Aerosmith
Moderatorzy: Adm's Team, Mod's Team
Bon Jovi vs. Aerosmith
Zauważyliście że w niektórych tematach, biorę Aerosmith jako punkt odniesienia wobec Bon Jovi (np: o domniemanej najbliższej przyszłości). Wbrew pozorom oba zespoły mają wiele wspólnych rzeczy. Chyba zauważyliście, że niektóre ich piosenki wykazują bardzo sporo podobieństw wobec siebie (np: brzmienie, budowa, długość). Pewnie dlatego że w ich tworzeniu brały te same osoby np: Desmond Child. Nawet nie wspominam o tym, kto nakręcił im najsłynniejsze wideoklipy w latach 90. Ponadto chciałbym wiedzieć, jak według was wypadają Jon i Rysiek w porównaniu z "Toksycznymi Bliźniakami" czyli duetem Steven Tyler & Joe Perry? PS: Dla mnie to zestawienie jest dużo bardziej sensowne niż porównywanie Bon Jovi z Wilkami, Justinem Bieberem a nawet Guns n' Roses.
Nic nie mam do Aerosmith, jest w piątce najlepszych moich zespołów, ale bardziej od nich wolę Def Leppard, i taki wolałbym temat, ale jak jest ten to się wypowiem.
Aerosmith istnieje od lat 70, ale lubię ten zespół najbardziej z końca lat 80-tych i w latach 90-tych. Może nie każdy wie, że od 1987 roku, czyli od płyty Permanent Vacation (a skończywszy na Get A Grip) producentem albumów był dobrze znany Bruce Fairbairn i ciekawi mnie jakby nie zdecydowali się na tego producenta czy osiągnęli taki wielki sukces. Też mnie ciekawi dlaczego po New Jersey nie wyprodukował już żadnego albumu Bon Jovi, a wolał Aerosmith. Jeśli o wokal Steva a Jona to lubię wokal pierwszego, nawet bardzo, ale czasem mnie tak wnerwia, że nie chce mi się w ogóle słuchać, a Jon w ogóle mi się nie nudzi. Jeśli chodzi o gitarzystów myślę, że Joe Perry jest świetny w swoich fachu, ale jednak wolę Ryśka solówki, nie wiem dlaczego, ale po prostu dla mnie są fajniejsze i kropka.
Aerosmith istnieje od lat 70, ale lubię ten zespół najbardziej z końca lat 80-tych i w latach 90-tych. Może nie każdy wie, że od 1987 roku, czyli od płyty Permanent Vacation (a skończywszy na Get A Grip) producentem albumów był dobrze znany Bruce Fairbairn i ciekawi mnie jakby nie zdecydowali się na tego producenta czy osiągnęli taki wielki sukces. Też mnie ciekawi dlaczego po New Jersey nie wyprodukował już żadnego albumu Bon Jovi, a wolał Aerosmith. Jeśli o wokal Steva a Jona to lubię wokal pierwszego, nawet bardzo, ale czasem mnie tak wnerwia, że nie chce mi się w ogóle słuchać, a Jon w ogóle mi się nie nudzi. Jeśli chodzi o gitarzystów myślę, że Joe Perry jest świetny w swoich fachu, ale jednak wolę Ryśka solówki, nie wiem dlaczego, ale po prostu dla mnie są fajniejsze i kropka.
Teraz napiszę coś odnośnie ich ostatnich, naprawdę wielkich wielkich przebojów, czyli It's My Life kontra I Don't Want to Miss a Thing. W tym starciu jest 1:0 dla Bon Jovi, ponieważ ta "pożal się Boże piosenka z Armageddonu", nawet nie jest autorstwa Aerosmith. Dla waszej wiadomości, IDWTMAT skomponowała Diane Warren, która ponadto wcześniej popełniła coś takiego jak Because You Loved Me Celine Dion (zresztą pierwotnie to było dla niej przeznaczone). It's My Life jest pełne przebojowości, radiowego potencjału i młodzieńczej ekspresji, natomiast I Don't Want to Miss a Thing to miałki i ckliwy wyciskacz łez z pseudoorkiestrową aranżacją, który nie razi jedynie wśród popowych diw pokroju Mariah Carey czy Whitney Houston. Dla fanów Bon Jovi to zyskanie nowej grupy wielbicieli, natomiast dla fanów Aerosmith zniesmaczenie i ostre gromy za to że się sprzedali.
Ja się wypowiem na temat teledysków. Bardzo mi się podobają teledyski Aeresmith z ery Get A Grip, a najbardziej trzy wyreżyserowane przez Marty Callnera, czyli Amazing, Crazy, Cryin'. We wszystkich teledyskach wystąpiła Alicia Silverstone. Szukałem kiedyś innych wersji tych piosenek z samym zespołem, ale ich nie znalazłem i nie wiem czy w ogóle takie powstały.
Jednak ja wolę teledyski BJ, a przede wszystkim Always, również wyreżyserowany przez Callnera. Ale też mają wiele innych świetnych teledysków, ale już nie będę wymieniał jakich, bo od tego jest inny temat.
Jednak ja wolę teledyski BJ, a przede wszystkim Always, również wyreżyserowany przez Callnera. Ale też mają wiele innych świetnych teledysków, ale już nie będę wymieniał jakich, bo od tego jest inny temat.
?arty na bok panie smolek. Jeżeli myślałeś że mnie tym sprowokujesz to jesteś w błędzie. Przecież gdzieś indziej napisałem że cierpię na Zespół Aspergera, a związku z tym mam mocno upośledzony sposób myślenia. Proszę też o nie popadanie w skrajności. Teraz do rzeczy. Jeżeli chodzi o ich filmowe piosenki z końca XX wieku, czyli Real Life (EdTV) kontra I Don't Want to Miss a Thing (Armageddon), to i wy tym przypadku Bon Jovi wychodzi obronną ręką. "Prawdziwe ?ycie" brzmi zupełnie normalnie, bez żadnych kiczowatych udziwnień czy czegoś w tym rodzaju (powinniście wiedzieć że to ostatni utwór BJ, wyprodukowany przez Bruce'a Fairbarna). W IDWTMAT mocno irytujący jest ten wygładzony i wykastrowany styl i symfoniczna aranżacja w której prawie w ogóle nie słychać gitar. Perry, Whitford, Hamilton i Kramer są gdzieś daleko w tle, a całość przypomina nagrania Celine Dion czy Toni Braxton. Oni po prostu przedobrzyli. Całe szczęście że Bon Jovi nie nagrało "Bed of Roses" czy "Always" z pseudosymfoniczną aranżacją, która zyskałaby kiczowatość poprzez pretensjonalne smyczki. David przy fortepianie w zupełności wystarczy.
Ostatnio zmieniony 8 marca 2011, o 08:52 przez Geminiman019, łącznie zmieniany 1 raz.
Już dobrze, ale proszę o to żeby nikt na tym forum nie próbował mnie prowokować w taki ordynarny sposób. Dobrze? Teraz przejdźmy do porównania Crossroad z Big Ones, a dokładniej do drugich singli promujących te wydawnictwa, czyli Someday I'll Be Saturday Night kontra Walk on Water (wynik pojedynku Always kontra Blind Man jest chyba oczywisty). Tym razem to Aerosmith jest górą. "Sobotnia Noc" jest dla mnie zbyt wygładzona oraz akustyczna, przez co odbieram to jako naprawdę przeciętną piosenkę. Dla mnie to typowa zapchajdziura, by móc wydać jakiekolwiek Greatest Hits. Natomiast "Chodzenie po Wodzie" naprawdę ma potencjał, jaja i żywiołową energię. Mogą co niektórzy żałować, że to nie był pierwszy singel z Big Ones, zamiast średniego Blind Man. W całościowym porównaniu tych dwóch składanek, mamy remis 1:1. Zaraz zaraz, na Big Ones był jeszcze trzeci nowy utwór Deuces are Wild, lecz nie wiem czy był w ogóle promowany w mediach.
Ja mam trochę inne zdanie. Lubię wszystkie nowe piosenki Aerosmith na tym albumie, ale jednak wolę Cross Road. Dla mnie Someday I'll Be Saturday Night jest dobrą piosenką. Jednak Always miażdży te dwie piosenki Aerosmith, a Saturday Night oceniam na równi z Blind Man i Walk on Water, dlatego uważam, że w całościowym porównaniu tych składanek, że Cross Road jest lepsze.Geminiman019 pisze:Już dobrze, ale proszę o to żeby nikt na tym forum nie próbował mnie prowokować w taki ordynarny sposób. Dobrze? Teraz przejdźmy do porównania Crossroad z Big Ones, a dokładniej do drugich singli promujących te wydawnictwa, czyli Someday I'll Be Saturday Night kontra Walk on Water (wynik pojedynku Always kontra Blind Man jest chyba oczywisty). Tym razem to Aerosmith jest górą. "Sobotnia Noc" jest dla mnie zbyt wygładzona oraz akustyczna, przez co odbieram to jako naprawdę przeciętną piosenkę. Dla mnie to typowa zapchajdziura, by móc wydać jakiekolwiek Greatest Hits. Natomiast "Chodzenie po Wodzie" naprawdę ma potencjał, jaja i żywiołową energię. Mogą co niektórzy żałować, że to nie był pierwszy singel z Big Ones, zamiast średniego Blind Man. W całościowym porównaniu tych dwóch składanek, mamy remis 1:1. Zaraz zaraz, na Big Ones był jeszcze trzeci nowy utwór Deuces are Wild, lecz nie wiem czy był w ogóle promowany w mediach.
Teraz coś odnośnie składu obu grup muzycznych. W ciągu całego czasu istnienia Bon Jovi, zaszła tylko jedna zmiana personalna. Chodzi o wyrzucenie z zespołu basisty Aleca Johna Sucha w 1994 roku, niedługo po wydaniu składanki Crossroad. Od 1995 roku pozostałym czterem muzykom towarzyszy Hugh McDonald, który de facto nie jest oficjalnym członkiem Bon Jovi, tylko muzykiem towarzyszącym. Jeżeli chodzi o Aerosmith, to trzeba wiedzieć że Joe Perry odszedł z Aerosmith w 1979 roku, a Brad Whitford dwa lata później. Perry'ego zastąpił Jimmy Crespo, a Whitforda Rick Dufay. W związku z tym pierwsza połowa lat 80 to okres, który prawdziwi fani Aerosmith woleliby najlepiej wymazać ze swojej pamięci. Jednak obaj gitarzyści powrócili w do Aerosmith w 1984 roku i taki skład utrzymał się po dziś dzień.
A co myślicie o balladach obydwu zespołów, które są lepsze?
Bon Jovi i Aerosmith jak co, ale ballady to umieją nagrać. Po jednej stronie takie ballady jak: Always, Bed Of Roses, This Ain't A Love Song, I'll Be There For You czy Living In Sin, a po drugiej: Crazy, Amazing, Angel, I Don't Want To Miss A Thing czy Dream On.
PS. Ja wolę ballady w wykonaniu BJ, ale Aerosmith też bardzo uwielbiam słuchać.
Bon Jovi i Aerosmith jak co, ale ballady to umieją nagrać. Po jednej stronie takie ballady jak: Always, Bed Of Roses, This Ain't A Love Song, I'll Be There For You czy Living In Sin, a po drugiej: Crazy, Amazing, Angel, I Don't Want To Miss A Thing czy Dream On.
PS. Ja wolę ballady w wykonaniu BJ, ale Aerosmith też bardzo uwielbiam słuchać.
Przyczepię się do kilku wypowiedzi. Aerosmith osiągnęli rozgłos w latach 70. ubiegłego stulecia za sprawa takich płyt jak "Toys In The Attic" z utworem "Sweet Emotion" czy przede wszystkim dzięki albumowi "Rocks"(naprawdę cudowna płyta). Ponadto z tamtego okresu pochodza tez klasyki "Dream On"(BON JOVI CHOćBY SIE NAPINALI I PUCHLI TAKIEGO UTWORU NIE NAGRAJ? i basta) oraz "Walk This Way" , który później zbesztali crossoverem z RUN DMC. Tyle z historii. Potem "Stonesi dla ubogich" popadli w niepamięć. Dopiero w 1987 wrócili triumfalnie za sprawą "Permanent..." Fairbaina i po części dzięki sukcesowi klasycznych płyt Bon Jovi. Zreszta w tamtym czasie pojawili się też GnR, którym brzmieniowo bliżej do Aerosmith niż BJ a Axl'owi blizej do śpiewającego "Toxic Twin" niż do Jona.Smolek pisze:A co myślicie o balladach obydwu zespołów, które są lepsze?
Bon Jovi i Aerosmith jak co, ale ballady to umieją nagrać. Po jednej stronie takie ballady jak: Always, Bed Of Roses, This Ain't A Love Song, I'll Be There For You czy Living In Sin, a po drugiej: Crazy, Amazing, Angel, I Don't Want To Miss A Thing czy Dream On.
PS. Ja wolę ballady w wykonaniu BJ, ale Aerosmith też bardzo uwielbiam słuchać.
Może Fairbain "wolał" Aerosmith choćby dlatego, że lepej współpracowało mu sie z szalonymi rocmanami niż z grzecznymi chłopcami z NJ. A może BJ wybrali inna droge czego wynikiem (i chyba dowodem) jest doskonała płyta KTF. Fani raczej nie powinni żałować tego rozstania tymbardziej, że nie wszystkie płyty Bruce'a i A-Smithów(np., GAG z 1993) były w pełni udane.
Co do ballad... Jeden woli matkę drugi córkę chciałoby się rzec...
Bon Jovi to patos, liryka, niejednokrotnie makaronizm ale też pewien rodzaj magii i nieopisanej mocy. Aerosmith - z małymi wyjątkami niemal to samo. Tyle ,że za sprawa tego niesamowitego wokalu Tylera...Ech, mimo wszystko kwestia własnego widzi mi się. Słucham obu...w zależności od nastroju.
- ROCKSTAR
- Have A Nice Day
- Posty: 998
- Rejestracja: 10 kwietnia 2005, o 14:19
- Ulubiona płyta: NJ KTF TD
- Lokalizacja: Wałbrzych / Kair
- Kontakt:
No to prawie sie zgadzamy ( ale w moim prywatnym rankingu zawsze BJ bedzie gora- chocby dlatego, ze plyty Aerosmith z lat 70'tych zupelnie do mnie nie trafiaja...)Sam Bora pisze:Co do ballad... Jeden woli matkę drugi córkę chciałoby się rzec...
Bon Jovi to patos, liryka, niejednokrotnie makaronizm ale też pewien rodzaj magii i nieopisanej mocy. Aerosmith - z małymi wyjątkami niemal to samo. Tyle ,że za sprawa tego niesamowitego wokalu Tylera...Ech, mimo wszystko kwestia własnego widzi mi się. Słucham obu...w zależności od nastroju.
A tej plyty bede bronic zawsze... Nie dlatego ,ze tam sa te wielkie, balladowe hity jak "Cryin'" czy "Crazy" ( ktorych, po tylu latach sluchania, juz nie moge zniesc- sam nie wiem dlaczego...), ale za "Livin' On The Edge", za "Amazing", za przejmujacy, instrumentalny "Boogie Man".. I cala reszte znajdujaca sie na albumie... A moze, po prostu mam sentyment do tej plyty? ( bo "Pump" byl o niebo lepszy!!)Sam Bora pisze: nie wszystkie płyty Bruce'a i A-Smithów(np., GAG z 1993) były w pełni udane.
[ Dodano: 2011-03-23, 08:58 ]
No i tak prywatnie, cos dopisze- moja przygoda z Aerosmith, zaczela sie wlasnie od albumu "Pump", ktory uwielbiam po dzis dzien- dla mnie to takie "New Jersey" od Aerosmith... Generalnie kazde ich wydawnictwo od 1987 do 2001 to taka, moja jazda obowiazkowa... I tak mysle sobie- Tyler ma teraz... ile...? 63 lata? Dobrze pamietam? Facet zniszczony tym i owym, ale rock n'rolla czuje, chce grac ( nagrywaja nowa plyte, prawda?) i muzyke stawia ponad wszystko... Zycze Panom z BJ takiego wigoru za te, powiedzmy, 10 lat.. Kto wie... Moze to bedzie bardziej dojrzalsza dekada dla BJ?
No, ale to juz jest offtop...
- Xander
- It's My Life
- Posty: 165
- Rejestracja: 16 lutego 2011, o 09:59
- Lokalizacja: Warszawa/Ciechanów
- Kontakt:
Pierwszym zespołem Rockowym którego zacząłem słuchać to właśnie Aerosmith. Uwielbiam praktycznie wszystkie ich kawałki. I często zdarza się że robię sobie przerwę od BJ i wtedy włączam Aerosmith. Kiedyś to był mój zespołowy numer jeden. A później usłyszałem Livin' on a prayer no i jak to się mówi umarł Król niech żyje król.

Ja chyba jednak większym zwolennikiem ballad w wykonaniu Aerosmith. Te BJ oczywiście też bardzo lubię, jednak Aerosmith w tej kategorii zwycięża.Smolek pisze:A co myślicie o balladach obydwu zespołów, które są lepsze?
A co myślicie o porównaniu dwóch Livinów. Livin' on a Prayer kontra Livin' on the Edge. Mnie bardziej podoba się piosenka Aerosmith, ponieważ jest dłuższa, bardziej rozbudowana i ma bardziej zróżnicowaną konstrukcję. Livin'... Aerosmith jest zdecydowanie bardziej progresywny i dlatego bardziej mi się podoba.